Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej iod@ordoiuris.pl
18.08.2022
Na początku maja zakończył się wielki projekt unijny – Konferencja o Przyszłości Europy (Conference on the Future of Europe – CoFoE). Było to trwające rok wydarzenie, złożone z licznych mniejszych konferencji, debat i spotkań, które, wedle deklarowanego założenia organizatorów, miało na celu oddanie głosu obywatelom państw członkowskich UE, tak aby ci mogli wskazać – na zasadach quasi demokracji bezpośredniej – jaki kierunek UE powinna obrać w najbliższych latach „zgodnie z wolą obywateli”.
Teatr dla Europejczyków
Problemy związane z CoFoE można mnożą się jednak już na tym etapie. Być może zacząć należy od pytania – ilu obywateli państw członkowskich w ogóle wiedziało o tym projekcie? Ilu się w niego zaangażowało? Pytanie wydaje się niemal retoryczne. W Polsce temat CoFoE został niemal całkowicie przemilczany zarówno przez większość polityków, jak i w mediach, czy szeroko pojętej debacie publicznej, a merytoryczne publikacje na ten temat mają źródło w zasadzie wyłącznie w publikacjach Instytutu Ordo Iuris[1]. Ustalenie, kto powinien Konferencję nagłośnić i wypromować, zaangażować społeczeństwo, to kwestia drugorzędna – istotny jest fakt, że nie sposób mówić o ogólnej legitymacji społecznej efektów końcowych tego przedsięwzięcia, gdy większość społeczeństwa w ogóle nie wiedziała o jego istnieniu.
Kolejne pytania jakie się nasuwają, to – skoro tak niewiele osób wiedziało o CoFoE – kim są ci, którzy ostatecznie wzięli w niej udział? Oczywiście można przyjąć, że wiele z tych osób to obywatele szczególnie zaangażowani, wysoce prawdopodobne, że tak właśnie było. Nie zmienia to faktu, że nie sposób ustalić jaka była procedura powoływania poszczególnych obywateli do uczestnictwa w panelach obywatelskich. Spójrzmy jednak na art. 7 Regulaminu CoFoE: „Zarząd opracuje i opublikuje wnioski z posiedzenia plenarnego Konferencji oraz przedstawi końcowy wynik Konferencji w raporcie (…)”[2]. Niezależnie od tego jakie opinie wyrażali obywatele biorący udział w konsultacjach – ostatecznie nad ich doborem, kształtem i kierunkiem „czuwał” Zarząd Konferencji (któremu „współprzewodniczyły” takie postacie jak Guy Verhofstadt, Clément Beaune, czy Dubravka Šuica)[3]. Co więcej, ponieważ spektrum tematów poruszanych w ramach CoFoE było ogromne (i wykraczające poza kompetencje przyznane UE w traktatach, co jest kolejną ciekawą kwestią, biorąc pod uwagę, że organizatorzy konferencji „zachęcali” do formułowania zaleceń także w dziedzinach zupełnie UE nieprzynależnych), „konieczne” stało się powołanie ekspertów, którzy pomagali obywatelom prawidłowo zrozumieć różne kwestie i wysnuć prawidłowe wnioski. Informacje o tym kto powoływał ekspertów, którzy wzięli udział w konferencji jako osoby skierowane tam, by prawidłowo ukształtować poglądu uczestników, a także jaka była procedura ich powoływania jest oczywiście niedostępna – nie tylko nie ma jej na stronie internetowej CoFoE, ale nawet oficjalnie kierowane do UE zapytania ze strony europosłów były po prostu… pozostawiane bez odpowiedzi. Powszechne stały się niejasności organizacyjne oraz brak przejrzystości proceduralnej i finansowej. Ponadto, unijni urzędnicy „metodycznie forsowali program zwiększenia uprawnień instytucji unijnych i większej centralizacji władzy w UE”, m.in. poprzez manipulacje przy doborze ekspertów czy interpretacji tzw. rekomendacji obywatelskich, co wskazuje się jako główne przyczyny oficjalnego wycofania się z Konferencji całej grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR)[4].
Jak powyższe rozwiązania organizacyjne mają się do założenia, jakoby Konferencja miała być okazją do swobodnego wyrażenia opinii przez obywateli, sformułowania wniosków i zaleceń na przyszłość, które wyrażałyby wolę społeczeństwa europejskiego? Niestety odpowiedź jaka nasuwa się sama i, co potwierdzają pozostałe fakty (o czym za chwilę) jest prosta – „konkluzje” CoFoE były zaplanowane już znacznie wcześniej, a cała Konferencja zorganizowana została właśnie po to, by pomysły unijnych federalistów móc zacząć legitymować rzekomą „wolą ludu”. Mieszanka (rzekomo wypracowana przez obywateli), którą ostatecznie otrzymaliśmy w ramach opublikowanych w maju propozycji (zaleceń) Konferencji o Przyszłości Europy jest zaiste niecodzienna. Zalecenia dotykają wszystkich możliwych sfer życia prywatnego i publicznego. Nawet w najbardziej niepozornych kwestiach starają się przemycać rozwiązania umożliwiające nadanie UE szerszych kompetencji, tam gdzie nie jest to ani konieczne, ani potrzebne, ani pożądane przez państwa członkowskie. Wreszcie, kierunki zmian i przedstawiane propozycje są zaskakująco zbieżne ze znanymi już od dawna propozycjami i postulatami czołowych unijnych federalistów i postępowców.
Ręka na pulsie
Opisane wyżej problemy budziły wątpliwości Ordo Iuris już od momentu, gdy CoFoE zaczęła przybierać realne kształty organizacyjne. Sposób jej przebiegu tylko potwierdził słuszność obaw. Jeszcze na początku maja 2022 r., przed oficjalnym zakończeniem CoFoE, przedstawiciele Instytutu, na zaproszenie frakcji Tożsamość i Demokracja, wzięli udział w zorganizowanej w PE w Strasburgu debacie na temat niebezpieczeństw wynikających z CoFoE[5].
W końcu możliwość merytorycznej reakcji dało nam opublikowanie przez UE dokumentów końcowych Konferencji, tj. propozycji zmian w UE wraz ze środkami jakimi należałoby wprowadzić je w życie. Przeanalizowaliśmy je w Parlamencie Europejskim w Brukseli, podczas międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Ordo Iuris we współpracy z biurem poselskim europosła Witolda Waszczykowskiego[6], gdzie przedstawiliśmy też kompleksowy „Komentarz do wybranych propozycji Konferencji o Przyszłości Europy”[7], w którym merytorycznie odnieśliśmy się do kluczowych zaleceń sformułowanych w ramach dokumentu wieńczącego CoFoE. Publikacja ta - dostępna w języku polskim i angielskim, została następnie rozesłana do wszystkich eurodeputowanych.
Wybrane do analizy zagadnienia dotyczą zarówno kwestii ustrojowych i suwerennościowych (możliwość naruszenia polskiego porządku konstytucyjnego czy traktatowego podziału kompetencji), jak i praw człowieka (próba wprowadzenia szerokiego dostępu do aborcji), ograniczenia wolności słowa (cenzura, mowa nienawiści, działania rzekomo skierowane na przeciwdziałanie dezinformacji), ale także spraw istotnych z punktu widzenia codzienności (dostępność lekarzy i leków, edukacja). Ciepłe przyjęcie publikacji, szczególnie przez europosłów pozwala nam sądzić, że analizy konkretnych propozycji i środków zawarte w „Komentarzu” pozwolą w niedalekiej przyszłości zapobiec realizacji przynajmniej części szkodliwych zaleceń, a z drugiej strony pozwolą łatwiej wyłowić z licznych pułapek te propozycje, które są warte uwagi i poparcia.
Burza w szklance wody?
„Na pierwszy rzut oka” większość propozycji wydaje się rozsądna – to myśl, która towarzyszy wielu osobom pierwszy raz czytającym dokument końcowy Konferencji. Właśnie taki obrót spraw stał się przyczynkiem do stworzenia tak obszernego komentarza Ordo Iuris do propozycji CoFoE.
Wśród przykładowych propozycji „pułapek” można wskazać chociażby propozycję nr 8. Uzasadnione obawy rodzi sformułowane w ramach niej zalecenie przeniesienia polityki zdrowotnej z zakresu kompetencji wspierających (art. 6 TfUE) do kompetencji dzielonych (art. 4 TfUE), co znacząco wpłynęłoby na możliwości ingerowania w politykę zdrowotną państw członkowskich przez Unię Europejską. Nawet jeżeli uznanie polityki zdrowotnej za kompetencję dzieloną przyniosłoby znaczne ułatwienia w tworzeniu pozytywnych projektów (takich jak proponowana strategiczna autonomia UE w zakresie dostępności do leków), to z dużym prawdopodobieństwem przyniosłoby to także konieczność zgody państw członkowskich na mniej akceptowalne działania UE, np. narzucenie państwom członkowskich legalizacji aborcji (jako że w ramach kompetencji dzielonych to UE w pierwszej kolejności stanowi prawo i przyjmuje wiążące akty prawne, a kraje UE wykonują własne kompetencje tylko wtedy, gdy UE nie wykonuje lub postanawia ich nie wykonywać). Propozycja nr 8 jest doskonałym przykładem ukrycia prawdziwego celu (zmiany podziału kompetencji traktatowych) w ramach dobrego i wartego realizacji pomysłu (zwiększenie dostępności leków).
Podobnie propozycja nr 9 dotycząca rzekomo „szerszej wiedzy na temat zdrowia” zawiera postulat „zapewnienia dostępu do leczenia reprodukcyjnego osobom mającym problemy z płodnością”. Należy zwrócić uwagę, że w zdaniu tym umieszczono nie tylko postulat legalizacji i refundacji zapłodnienia in vitro kobietom – co już stanowi naruszenie podziału kompetencji ustanowionego w art. 6 TfUE - ale także wszelkim „osobom mającym problemy z płodnością”. Oznacza to próbę objęcia tym postanowieniem także osób, które poddały się zmianie płci lub które deklarują inną płeć niż biologiczna. W dalszej konsekwencji może to prowadzić także do prób wpisania do aktu urodzenia matki jako „ojca”, czy też dwóch rodziców tej samej płci – co jest sprzeczne z polskim porządkiem konstytucyjnym.
W ramach propozycji nr 33 zaleca się „wspieranie platform cyfrowych zapewniających pluralizm mediów”. Środek ten rodzi uzasadnione podejrzenie o próbę wzmocnienia mainstreamowej linii przekazu poprzez wsparcie platform cyfrowych przychylnych określonej narracji. „Wspieranie pluralizmu mediów” poprzez umacnianie platform, które „dostarczają obywatelom informacji na temat jakości wiadomości” jawi się jako próba stłumienia wysiłków przebicia się ze swoim przekazem mediów głoszących treści odmienne od tych uznanych przez Unię za dopuszczalne. Jak już wskazano wyżej, niejednokrotnie „dezinformacją” bywają określane prawdziwe informacje, których główną „wadą” jest niewpisywanie się w mainstreamową linię przekazu. Rozsądniejszym rozwiązaniem mogłoby być wzmocnienie sądowej kontroli nad środkami cenzury stosowanymi przez podmioty cyfrowe, np. poprzez unijne regulacje, które umocniłyby pozycję sądów krajowych wobec globalnych platform cyfrowych. Środek ten rodzi zatem znaczne obawy o ograniczenie wolności słowa, ale także zmusza do zadania pytania o to, kto, wedle jakich kryteriów i na jakiej podstawie miałby wybierać platformy cyfrowe godne wsparcia i zapewniające pluralizm mediów.
Powyższe przykłady to tylko minimalny wycinek tematów omówionych w komentarzu Ordo Iuris do propozycji CoFoE, który nawet w tak okrojonej formie, pokazuje skalę projektu i zagrożeń jakie za sobą niesie.
Przyszłość Europy
Konferencja o Przyszłości Europy została oficjalnie zakończona 9 maja 2022 r. i właśnie na ten dzień można datować „przebicie” się tej inicjatywy do szerszej świadomości publicznej. Paradoksalnie, gdy wydarzenie trwało, mało kto się nim interesował i wydaje się, że sami organizatorzy byli z tego zadowoleni. Publikacja szeregu kontrowersyjnych propozycji CoFoE nie przeszła jednak bez echa, a komentarz do poszczególnych zaleceń przygotowany przez Ordo Iuris pomógł odkryć w debacie publicznej szczególnie niebezpieczne pomysły ukryte w tych propozycjach[8]. Część pomysłów CoFoE doczekała się niemal natychmiastowego przełożenia na inicjatywy legislacyjne w UE (np. kwestia przyznania PE inicjatywy ustawodawczej), niektóre są obecnie opracowywane, by powrócić do gry politycznej już we wrześniu, a o innych usłyszymy zapewne dopiero za kilka lat. Instytut Ordo Iuris monitoruje prace Komisji Europejskiej i PE, tak, aby móc reagować w każdej sytuacji zagrożenia polskiej suwerenności czy racji stanu. Mamy jednak nadzieję, że nasza praca, publikacje, konferencje i inne projekty staną się merytorycznym orężem także dla polityków i pozostałych obywateli.
Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
16.08.2022
Pod koniec lipca Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała roboczy projekt traktatu pandemicznego. Próba przejęcia przez WHO poważnej części suwerenności państw członkowskich, co jeszcze niedawno określano mianem „teorii spiskowej”, została tym samym udokumentowana. Eksperci Ordo Iuris nie tylko ujawniają działania międzynarodowych urzędników WHO, ale także aktywnie zabierają głos na forum Światowej Organizacji Zdrowia i organizują sprzeciw wobec zamachu na suwerenność.
Projekt traktatu pandemicznego WHO to nie tylko nadanie Światowej Organizacji Zdrowia „centralnej roli w zakresie zapobiegania, gotowości i reagowania na pandemie jako organu kierującego i koordynującego na poziomie międzynarodowym”, a co za tym idzie, uprawnień ograniczających swobodę państw w doborze skutecznych środków walki z epidemiami.
Traktat to również wprowadzenie mechanizmu wzajemnego kontrolowania się państw w przestrzeganiu polityki sanitarnej narzucanej przez WHO. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że stanie się to kolejnym instrumentem nacisku na Polskę.
Ujawniony projekt to wreszcie walka z… „dezinformacją”, a nawet obowiązek uwzględnienia w polityce zdrowotnej „równości genderowej”. Pamiętamy dobrze, że w czasie pandemii używano tego jako pretekstu do wprowadzania łatwego dostępu do farmakologicznej aborcji.
Każda z tych zapowiedzi mobilizuje nas do działania i sprzeciwu. Dlatego nasi eksperci są obecni zarówno w wewnętrznych debatach WHO, jak również naciskają na polski rząd oraz polityków, aby wyrazili jasno sprzeciw wobec projektów Światowej Organizacji Zdrowia. Na razie sprzeciw został dostrzeżony. Autorzy projektu mylą się jednak, sądząc, że uśpią naszą czujność zamieszczając w preambule projektu potwierdzenie suwerenności państw. Traktatu trzeba dopilnować do ostatniego słowa, do ostatniego przecinka.
Będziemy walczyć o uwzględnienie naszego głosu w trzech kolejnych fazach pracy nad traktatem. Nasza siła działania, szerokość koalicji sojuszników oraz możliwość mobilizowania sprzeciwu społecznego, są jak zawsze wprost zależne od wsparcia naszych Darczyńców.
Nie pozostajemy bierni także wobec tego, co dzieje się na forum Unii Europejskiej, planującej w ramach „Konferencji o Przyszłości UE” dokonać „radykalnej przebudowy”, oznaczającej przede wszystkim ograniczenie suwerenności państw na rzecz niedemokratycznej biurokracji zdominowanej przez wpływy starych państw UE.
W połowie lipca zorganizowaliśmy w Brukseli konferencję poświęconą zaleceniom „Konferencji o Przyszłości UE”. W trakcie wydarzenia zaprezentowaliśmy i omówiliśmy nasz raport dotyczący postulatów Konferencji.
Poddajemy także szczegółowej analizie „kamienie milowe” Krajowego Planu Odbudowy, od wypełnienia których Komisja Europejska uzależnia wypłatę Polsce środków z Funduszu Odbudowy. Wkrótce rozpoczniemy publikację serii opinii prawnych i analiz, w których przedstawimy konsekwencje ich realizacji.
Skuteczność szerokiej koalicji organizacji pro-life w UE spowodowywała gwałtowną reakcję radykalnej lewicy Parlamentu Europejskiego. W imię wartości europejskich, 8 eurodeputowanych zażądało wykluczenia z prac parlamentu przedstawicieli tych konserwatywnych organizacji. Prawo do głośnej obrony naszych wartości jest oczywistą częścią suwerenności. Dlatego nie pozostaliśmy bierni. W odpowiedzi na ten ruch przygotowaliśmy jasną odpowiedź 24 konserwatywnych posłów Parlamentu Europejskiego.
Pamiętając o tym, że suwerenność nie jest nam dana raz na zawsze, prawnicy Ordo Iuris każdego dnia stają w jej obronie, interweniując wszędzie tam, gdzie międzynarodowe organizacje bezprawnie usiłują poszerzać swoje kompetencje. Bez prawa do suwerennego decydowania o sobie, stracimy prawo do obrony życia, rodziny, małżeństwa i wolności.
Adw. Jerzy Kwaśniewski - prezes Ordo Iuris
11.08.2022
W Polsce dochodzi do licznych aktów nienawiści ze względu na wyznawaną religię, wymierzanych głównie w chrześcijan. Instytut Ordo Iuris zebrał dane na ten temat w ramach cyklicznego badania World Watch Research, jednostki badawczej Open Doors International. Jest to organizacja pozarządowa zaangażowana w pomoc chrześcijanom i kościołom w nieprzyjaznych środowiskach. Badanie dotyczy przypadków łamania podstawowych praw chrześcijan w różnych państwach świata. Z tego też powodu wiele z nich dotyczyło raczej realiów miejsc, gdzie dominuje ludność innych wyznań.
Jednym z narzędzi badawczych jest formularz. Pozwala on mieć zarówno ogólny, jak i szczegółowy obraz sytuacji chrześcijan w określonym czasie i kraju od lokalnych ekspertów. Jego pytania obejmują różne aspekty życia chrześcijan i ich kościołów (życie prywatne, życie rodzinne, życie wspólnotowe, życie narodowe i życie kościelne) oraz wymieniają możliwe motory i przyczyny dyskryminacji i nietolerancji wobec chrześcijan (takie jak nietolerancja świecka i ucisk islamski).
Wskazać jednak trzeba, że również w Polsce zdarzają się przypadki naruszania praw chrześcijan, a ze względu na strukturę wyznaniową panującą w kraju - przede wszystkim katolików. Zasadniczo jest to jednak łamanie praw przez inne jednostki, nie zaś w sposób zorganizowany przez państwo, jak ma to nieraz miejsce w innych rejonach świata.
Społeczne wykluczenie ludzi wierzących
Przykładowo w grupie młodych kobiet w dużych miastach istnieje tendencja do wykluczania lub niepełnego włączania do danej grupy społecznej kobiet, które poparły wyrok Trybunału Konstytucyjnego RP z 22 października 2020 roku w sprawie aborcji eugenicznej. Grozi im utrata reputacji społecznej lub zawodowej wobec przeważającej większości kobiet w tym wieku, które sprzeciwiają się wyrokowi TK i traktują postawę drugiej strony jako brak solidarności z tzw. prawami kobiet. Ponadto podczas protestów po orzeczeniu Trybunału w sprawie aborcji eugenicznej (oświadczenie o jej niezgodności z Konstytucją) dochodziło do agresywnych zachowań wobec chrześcijan, nawet podczas Mszy, ze strony działaczy proaborcyjnych. Obecnie nadal dochodzi do incydentów na tym tle i to w tendencji wzrostowej.
Na kwestie aborcyjne nakładają się również narastające tendencje laicyzacyjne. Należy podkreślić, że problemy dnia codziennego, takie jak panujący kryzys ekonomiczny (inflacyjny), trwająca wojna na Ukrainie, kryzys energetyczny itd. odciągają uwagę opinii publicznej od spraw drogich wiernym katolickim, takich jak aborcja czy walka cywilizacyjno-ideologiczna. Jeszcze kilka lat temu, takie praktyki, jak przerywanie Mszy św. z użyciem transparentów proaobrcyjnych czy naruszanie własności prywatnej poprzez dewastacja kościoła, nie były całkowicie akceptowane przez społeczeństwo. Obecnie dzięki propagandzie medialnej można zauważyć ogromną polaryzację społeczeństwa, a także pasywno-agresywną narrację niektórych ruchów proaborcyjnych i feministycznych, takich jak Strajk Kobiet i ich hasła, np.: „To jest wojna”. Widać również, że poziom ateizmu wśród młodych ludzi jest zdecydowanie większy niż wcześniej, a ich szacunek i akceptacja wobec Kościoła katolickiego i ogólnie ludzi wierzących, znacznie spadła.
Przemoc słowna i fizyczna
Zdarzają się również przypadki agresji fizycznej wobec chrześcijan. W Polsce w 2021 roku mieliśmy jedno szczególne zabójstwo związane z wiarą. W listopadzie 2021 r. w Siedlcach brutalnie zabito 35-letniego księdza. W wielu przypadkach oskarżonych o przestępstwa na tle religijnym uniewinniano lub umorzono postępowanie. Wynika to jednak z obecnej konstrukcji prawa karnego, sporów doktrynalnych i orzeczniczych oraz niezawisłości sądów.
Trzeba również pamiętać, że niektóre media z sektora prywatnego publikują materiały, które bezpośrednio lub pośrednio atakują chrześcijan. Takie publikacje opierają się albo na nieprawdzie opartej na nieznajomości nauczania Kościoła katolickiego, albo na chęci uderzenia w chrześcijan. Często też wizerunek chrześcijan jest wykorzystywany w materiałach prasowych do celów politycznych.
Jak prawo chroni osoby religijne?
Warto wskazać również na pozytywne przykłady w odniesieniu do Polski. Lekcje religii wprowadzane są do szkół na mocy konkordatu. Wolność wyznania gwarantuje art. 53 Konstytucji RP. Przepis konstytucyjny zapewnia każdemu wolność sumienia i wyznania. Różne aspekty wolności wyznania są chronione przez m.in. prawo karne. Ponadto dyskryminacja jest zabroniona przez Konstytucję. W prywatnym zatrudnieniu pojawiają się jednak incydentalnie przypadki dyskryminacji. Władze publiczne nigdy nie utrudniały kościołom ani organizacjom chrześcijańskim publicznego eksponowania symboli religijnych. Wszelkie próby utrudniania publicznego eksponowania symboli religijnych były inicjowane przez jednostki, np. poprzez niszczenie krzyży czy kapliczek przydrożnych. Władze publiczne nie atakują chrześcijan. Jednakże niestety społeczeństwo w Polsce jest zróżnicowane, co oznacza, że są też osoby, także te mające wysoką pozycję w społeczeństwie, które podżegały do nienawiści wobec chrześcijan.
Udział w cyklicznym badaniu przyczynia się do gromadzenia wiedzy eksperckiej przez świat akademicki. Równocześnie daje przyczynek do refleksji na temat stanu przestrzegania praw chrześcijan. O ile na tle niektórych państw świata ochrona wydaje się zadowalająca, to jednak pewne specyficzne zagrożenia na gruncie krajowym już istnieją.
Przemysław Pietrzak – analityk Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris
Dynamiczny wzrost inflacji sprawia, że w dyskursie publicznym coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności zwiększenia świadczenia wychowawczego. Podjęcie rozważań nad taką zmianą powinna jednak poprzedzić analiza kosztów funkcjonowania programu „Rodzina 500+” oraz realizacji postawionych przed nim celów. Obecnie brakuje bowiem ich jednoznacznego określenia oraz spięcia programu jako fundamentu spójnej polityki prorodzinnej. Wydaje się natomiast, że środki przeznaczane na program 500+ można byłoby wykorzystać w bardziej racjonalny sposób oraz, że zbliża się moment, w którym nie będziemy mogli uniknąć dyskusji co do jego przyszłości.
Założenia i ich realizacja
Projekt „Rodzina 500+”, którego założenia sięgają kampanii wyborczej 2015 r. miał służyć dwóm głównym celom. Według oceny skutków regulacji, projekt miał na celu „przede wszystkim pomoc dla rodzin wychowujących dzieci oraz przeciwdziałanie spadkowi demograficznemu”. Użycie wieloznacznych sformułowań sprawiło, że cele były zakreślone nieprecyzyjne. Równie ogólne były wypowiedzi polityków partii rządzącej, z których ogólnie można było wyprowadzić wniosek, że program zmierza do wsparcia finansowego rodzin z dziećmi i zachęcenia kobiet do macierzyństwa. Implikacja jest więc dość oczywista. Zapewnienie pomocy finansowej miało przełożyć się przede wszystkim na zwiększenie liczby dzieci. Poza wskazanymi istniały również inne, niewymienione wprost cele, np. związane z realizacją polityki partyjnej i wzmocnieniem zaplecza wyborczego.
Wobec tak ogólnych założeń program spotkał się z różnorodnymi ocenami stopnia jego realizacji. Nie budzi przy tym wątpliwości, że w pierwszym okresie po wprowadzeniu, projekt skutkował poprawą współczynnika dzietności. Przykładowo, w 2017 roku urodziło się o 20 tys. dzieci więcej niż w poprzednim okresie. Wzrost urodzeń dotyczył jednak głównie dzieci urodzonych jako drugie, trzecie i kolejne. Także poziom ubóstwa wśród dzieci uległ znaczącemu ograniczeniu. Pozytywny efekt 500+ w kolejnych latach zaczął jednak zanikać. Przejawia się to w ponownym spadku dzietności a także we wzroście ubóstwa wśród dzieci. Pojawiły się również inne zjawiska, jak np. zmniejszenie aktywności zawodowej kobiet. Z drugiej strony, dodatkowe środki finansowe wpłynęły na wzrost konsumpcji towarów i usług przez rodziny (np. często wskazywany pierwszy w życiu dzieci wyjazd na wakacje), co przełożyło się na wzrost gospodarczy. Konieczne jest jednak rozważenie, za jaką odbyło się to cenę.
Wydatki na 500+ a wpływy z podatków bezpośrednich
Głównym zarzutem pod adresem programu 500+ jest nadmierne obciążenie, jakie stanowi on dla budżetu państwa. Zarzut ten warto zweryfikować przez konfrontację sumy wydatków na świadczenie wychowawcze z dochodami podatkowymi. Z uwagi na bezpośredni charakter świadczenia wychowawczego naturalnym wydaje się porównanie związanych z nim wydatków, z wpływami pochodzącymi z podatków bezpośrednich. Zestawienie takie prezentuje poniższa tabela[1].
Kwoty w tysiącach złotych
|
Rok |
Wydatki na realizację programu 500+ (wypłatę świadczenia wychowawczego) |
Wysokość dochodów budżetowych z podatku dochodowego od osób fizycznych |
Wysokość dochodów budżetowych z podatku dochodowego od osób prawnych |
Wysokość dochodów budżetowych z podatku od niektórych instytucji finansowych |
Wysokość dochodów budżetowych z podatku od wydobycia niektórych kopalin |
Wykonanie dochodów podatkowych ogółem |
|
2016 |
17 617 999 (1) |
48 232 395 (2) |
26 381 397 (2) |
3 506 810 (2) |
1 277 488 (2) |
273 138 413 (2) |
|
2017 |
23 766 647 (1) 23 482 058 (3) |
52 668 801 (3) |
29 758 467 (3) |
4 341 221 (3) |
1 786 224 (3) |
315 257 413 (3) |
|
2018 |
22 757 864 (1) 22 476 890 (4) |
59 558 738 (4) |
34 640 853 (4) |
4 507 386 (4) |
1 689 121 (4) |
349 353 843 (4) |
|
2019 |
31 162 638 (1) 30 862 476 (5)[1] |
65 444 928 (5) |
39 984 713 (5) |
4 700 379 (5) |
1 536 509 (5) |
367 290 721 (5) |
|
2020 |
40 626 915 (9) 40 264 270 (6) |
63 797 444 (6) |
41 293 051 (6) |
4 822 113 (6) |
1 672 113 (6) |
370 261 752 (6) |
|
2021 |
40 213 446 (7) |
73 606 199 (7) |
52 373 758 (7) |
5 290 721 (7) |
3 686 803 (7) |
432 170 399 (7) |
|
2022 |
39 887 087 (10) |
32 468 700 (8) 69 410 000 (10) |
24 055 100 (8) 53 896 400 (10) |
2 476 200 (8) 5 400 000 (10) |
2 600 000 (10) |
192 492 800 (8) 453 791 261 (10) |
[1] Rozszerzenie kręgu beneficjentów programu 500+ przez likwidację kryterium dochodowego począwszy do 1 lipca 2019 r.
Z przedstawionego zestawienia wynika, że wydatki na sfinansowanie świadczenia wychowawczego, stanowiły, w zależności od okresu, od 36,52 proc. w 2016 r. do 63,68 proc. w 2019 r. sumy dochodów z podatku dochodowego od osób fizycznych. W analizowanych okresach suma wydatków na 500+ zawsze przekraczała też sumę dochodów z podatku dochodowego od osób prawnych. Wpływ na kształtowanie się wskazanych relacji miały przede wszystkim rozszerzenie zakresu programu 500+ na każde dziecko oraz zmiany podatkowe, skutkujące mniejszym niż potencjalny, wzrostem dochodów budżetowych z podatków dochodowych. Niższy wzrost był jednak rekompensowany przez pozostałe podatki bezpośrednie oraz, przede wszystkim, przez znaczny wzrost wpływów z podatków pośrednich. Mieści się on w ramach ogólnego wzrostu dochodów podatkowych z 273 mld zł w 2016 r. do przeszło 453 mld zł zaplanowanych na rok 2022. W żadnym jednak przypadku, wydatki na wypłatę świadczenia wychowawczego nie były wyższe niż dochody z któregokolwiek z podatków dochodowych. Biorąc pod uwagę sytuację demograficzną, należy natomiast przyjąć, że bez strukturalnych zmian, wysokość wydatków na finansowanie programu „Rodzina 500+” może w kolejnych latach oscylować w granicach 40 mld zł rocznie.
Przyszłość programu „Rodzina 500+”
W roku 2022 na różnego rodzaju świadczenia społeczne, związane ze wsparciem rodziny w budżecie państwa przewidziano kwotę przekraczającą 62 mld zł. Jej największa część (przeszło 2/3) przeznaczona jest na finansowanie programu „Rodzina 500+”. Jednocześnie, dynamiczny wzrost poziomu inflacji oraz brak realnych perspektyw na zmianę tej tendencji, stanowią współcześnie główną bolączkę tego programu. Coraz częściej podnoszony jest więc argument o konieczności waloryzacji świadczenia wychowawczego do kwoty 700, 800 bądź nawet 1000 zł miesięcznie. Głównym, a w zasadzie jedynym argumentem przemawiającym za takim działaniem, jest wzrost cen i związany z nim spadek wartości nabywczej świadczenia, co nie budzi żadnych wątpliwości. Z drugiej jednak strony, pochylając się nad sprawami publicznymi nie sposób pominąć, że kilkaset złotych więcej miesięcznie w portfelu rodzica oznacza kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie mniej w budżecie państwa. A biorąc pod uwagę jego stały deficyt, oznacza to ograniczenie innych wydatków publicznych oraz dodatkowe obciążenie finansowego dla kolejnych pokoleń.
Nie można przy tym zapominać, że element rzeczywistości stanowi bowiem nie tylko rosnąca inflacja, ale przede wszystkim prognozowany globalny kryzys gospodarczy oraz konieczność poniesienia przez Polskę znacznych wydatków publicznych, zwłaszcza w sferze obronności. Z kolei bez znaczącego zwiększenia opodatkowania nie nastąpi odczuwalny wzrost ilości środków, które można byłoby przeznaczyć na cele społeczne. Podniesienie podatków nie jest jednak optymalnym rozwiązaniem, bowiem wpłynie niekorzystne na tempo rozwoju gospodarczego.
Konieczne wydaje się więc ustalenie nowych celów programu finansowego wsparcia rodziny. Obecnie niejasne pozostaje bowiem, czy świadczenie wychowawcze ma zachęcać do rodzenia większej liczby dzieci, wspierać finansowanie codziennych wydatków rodzin, przeciwdziałać ubóstwu najsłabiej uposażonych grup społecznych czy też może stanowić polski substytut „powszechnego dochodu gwarantowanego”, która to koncepcja zdobywa coraz większą popularność w państwach wysokorozwiniętych. Realizacja różnorodnych celów wymaga natomiast przyjęcia innych kryteriów udzielania wsparcia oraz zapewnienia adekwatnych do niego źródeł pokrycia. Tymczasem, jak wskazano, znaczące podniesienie finansowania obecnie nie jest realne. Jego ograniczone zwiększenie, połączone z brakiem strukturalnych zmian programu, nie przyniesie natomiast odczuwalnej zmiany. Najwyższa więc pora, aby przemyśleć zasadność utrzymywania dotychczasowego programu wsparcia rodziny i ewentualnie dokonać jego korekty, adekwatnie do szybko zmieniającej się rzeczywistości i perspektyw na przyszłość. Innymi słowy, na nowo zdefiniować program 500+, uwzględniając całokształt nowoczesnej polityki prorodzinnej państwa w taki sposób, aby stanowiła ona spójny system a nie luźny zbiór niepowiązanych ze sobą, ale bardzo kosztownych, instrumentów prawnych.
Dr Tomasz Woźniak – analityk Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris
Europejski Trybunał Praw Człowieka ogłosił odrzucenie pięciu pierwszych skarg polskich aktywistek aborcyjnych, które dążą do obalenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku. W każdej z tych spraw prawnicy Instytutu Ordo Iuris przekazali sędziom ETPC opinię „przyjaciela sądu”, w której wykazaliśmy, że szeroki zakres ochrony życia nienarodzonego w Polsce jest nie tylko zgodny z oczekiwaniami większości Polaków, ale stanowi przywrócenie ludzkiej godności i odpowiada przemilczanym często normom prawa międzynarodowego, które stoi po stronie ludzkiego życia – także nienarodzonego.
Na tryumfalizm jest jednak za wcześnie. Prawdziwa wojna o ochronę życia dopiero przed nami. Pięć wspomnianych decyzji ETPC było możliwych dzięki zaniedbaniom samych aborcjonistów. Według komunikatu prasowego ETPC, podobnych postępowań może być… ponad tysiąc. W pozostałych sprawach skarżących wspierają całe sztaby prawników, pragnących podważyć konstytucyjną ochronę życia w Polsce.
Polskie feministki zorganizowały bowiem akcję dążącą do unieważnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej, wykorzystując do tego Europejski Trybunał Praw Człowieka. W tym celu przygotowały wzór skargi do ETPC i zachęcały kobiety do zalewania Trybunału w Strasburgu skargami na Polskę, w których twierdzą, że zakaz aborcji eugenicznej narusza między innymi art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, zakazujący tortur i nieludzkiego traktowania. Większość skarg zakomunikowanych już polskiemu rządowi nie dotyczy nawet kobiet, którym odmówiono przeprowadzenia eugenicznej aborcji. Skarżące za tortury i nieludzkie traktowanie uznają najczęściej… „stres i strach przed zajściem w ciążę”.
Promotorzy aborcji nie chcą przy tym pamiętać o preambule najszerzej akceptowanego aktu prawa międzynarodowego na całym świecie – Konwencji o prawach dziecka – która stwierdza, że „dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu”.
Jeśli sędziowie ETPC zgodzą się z absurdalnymi wywodami aborcjonistów, to Polska może zostać zmuszona do prawnego ograniczenia prawa do życia. Dlatego nie możemy pozostać bierni.
Wyrok uwzględniający choćby jedną skargę może zachwiać całym dotychczasowym dorobkiem prawa międzynarodowego i obalić orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, co będzie mieć, nomem omen, śmiertelne skutki dla polskich dzieci.
Skargi do Trybunału w Strasburgu to metoda, jaką lewica wybrała, aby podważyć konstytucyjny ład ponad głowami Polaków. Nie dotyczy to zresztą tylko obrony życia, ale też takich spraw jak tożsamość małżeństwa, dopuszczalność surogacyjnego handlu macierzyństwem, adopcja dzieci przez pary jednopłciowe, eutanazja, a nawet obecność krzyża w przestrzeni publicznej…
Dlatego bacznie obserwujemy wszystkie postępowania wszczynane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka i włączamy się w każde, w którym na szali leży ochrona życia w Polsce, konstytucyjna tożsamość małżeństwa i rodziny, wolność słowa czy wolność sumienia i wyznania.
Nierzadko jesteśmy jedyną organizacją w Europie, która w tych często precedensowych postępowaniach staje po stronie fundamentalnych dla całej cywilizacji europejskiej wartości – życia, rodziny i wolności. Z drugiej strony sędziowie ETPC spotykają się z presją szeregu skrajnie lewicowych organizacji, które dążą do światowej rewolucji ideologicznej i podważenia całego dotychczasowego, naturalnego porządku społecznego. Biorąc pod uwagę, że coraz częściej to nasze opinie są cytowane w orzeczeniach Trybunału, wierzę, że będziemy w stanie skutecznie przypominać sędziom ETPC, że ich zadaniem jest obrona praw człowieka, a nie zmuszanie państw do dostosowania swojego prawa wedle żądań radykałów.
Weronika Przebierała – dyrektor Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
Jednym z najpoważniejszych problemów, z jakim zmagają się współczesne państwa europejskie, w tym również Polska, jest problem niskiej dzietności. Co więcej, nasz kraj znajduje się w grupie państw Europy, w których współczynnik dzietności[1] jest jednym z najniższych.
Powyższy fakt pokazują dane Eurostatu[2]. Jak natomiast wynika z Rocznika Demograficznego na rok 2021 Głównego Urzędu Statystycznego, w latach 50 XX wieku przyrost naturalny przekraczał w Polsce 500 tys. (o tyle liczba urodzeń żywych była większa niż liczba zgonów). W latach 70 i 80 przyrost naturalny wynosił średnio powyżej 300 tys. Po zakończeniu II wojny światowej, biorąc pod uwagę statystyki prowadzone od 1946 r., po raz pierwszy przyrost naturalny spadł poniżej poziomu 200 tys. w roku 1989. W kolejnych latach wynik ten z roku na rok obniżał się, by w 2002 r. spaść poniżej zera, kiedy to więcej było w naszym kraju zgonów niż urodzeń. Przez większość lat XXI przyrost naturalny utrzymywał się na ujemnym poziomie, a w 2020 r. osiągnął rekordowo niski pułap: ‑122 tys[3].
Wśród rozwiązań mających przeciwdziałać temu niekorzystnemu i niebezpiecznemu trendowi, warto rozważyć wprowadzenie zmian w systemie emerytalnym, które działałyby motywująco oraz stwarzały bardziej sprawiedliwie warunki korzystania z uprawnień emerytalnych, zwłaszcza dla matek, które część swojego życia poświęciły na urodzenie i wychowanie dzieci.
Wychowywanie dzieci jako praca o realnej wartości ekonomicznej oraz nieoceniony wkład w rozwój państwa i społeczeństwa
Vladimír Palko – słowacki polityk i matematyk, minister spraw wewnętrznych Słowacji w latach 2002–2006, zauważył: Jeśli wychowujemy dziecko, w kwestii emerytur pomożemy wszystkim, tylko nie sobie. Wszystkim innym, ponieważ później nasze pracujące dziecko będzie przez dekady napełniać kasę zakładu ubezpieczeń społecznych, aby było z czego wypłacać emerytury. Zaszkodzimy jednak sobie, ponieważ nasza emerytura będzie niższa. Dlaczego? Otóż decyzja o posiadaniu dziecka ma swoją „cenę”. Ekonomiści używają trochę brutalnego pojęcia „cena dziecka”. W skład tej ceny wchodzą też tzw. utracone korzyści. Kobieta, która urodzi dziecko i pójdzie na urlop macierzyński, zostanie w domu z dziećmi nawet kilka lat. Nie buduje wtedy tej części swojego ludzkiego kapitału, który jest potrzebny w karierze zawodowej. Również po powrocie do pracy inwestuje w dwa typy ludzkiego kapitału. W ten, który wiąże się z zaangażowaniem w pracę, oraz ten, który wiąże się z zaangażowaniem w domu w opiekę nad dziećmi. A im więcej kobieta ma dzieci, tym więcej inwestuje w ten drugi typ kosztem tego pierwszego. Dlatego wolniej awansuje w pracy. Dlatego czasem nawet przez całe życie zawodowe ma niższą płacę – w rezultacie niższą emeryturę[4].
Zwrócić należy również uwagę na powszechne przekonanie, że realną wartość ekonomiczną ma jedynie praca zarobkowa, w przeciwieństwie do pracy związanej z wychowaniem dzieci oraz wykonywanymi przy tej okazji pracami domowymi. Tymczasem zatrudnienie opiekunki dla dziecka oraz pomocy domowej, wiąże się z regularnym – miesięcznym, niemałym wydatkiem, którego można uniknąć, jeśli te czynności są sprawowane przez jednego z rodziców, którym w praktyce najczęściej jest matka. W sporządzonym, przez Pełnomocnika Rządu do Spraw Polityki Demograficznej, projekcie Strategia Demograficzna 2040[5] czytamy: Rodzice wykonując czynności opiekuńcze nad dziećmi poświęcają na nie czas i wykonują określony szereg czynności. Jest zatem możliwe i zasadne, by dokonać wyceny wartości tych prac. W rodzinach z dzieckiem poniżej 3. roku życia wartość pracy domowej matek jest szacowana miesięcznie na 5 809 złotych, ojców 4 309 złotych. Największą jej część stanowi opieka nad dziećmi, która wynosi dla matki 4 329 złotych. W rodzinach z większą liczbą dzieci wartości pracy rodziców są większe niż w rodzinach z mniejszą liczbą potomstwa. Dużo wyższa wartość pracy domowej tych matek uwidocznia się we wszystkich grupach prac domowych, a w szczególności w pracach opiekuńczych. Praca opiekuńcza związana z pracami domowymi wnosi istotną wartość do gospodarki i społeczeństwa. Analizy światowe oceniają wartość prac domowych od 10% do 50% PKB, w Polsce w roku 2004 była szacowana na 28,8% PKB. Mimo to, rzadko praca ta w odbiorze społecznym, posiada taką samą wartość i prestiż jak praca płatna. Nie jest ona także w żaden sposób rozpoznawana, jako miejsce nabywania nowych umiejętności, mimo że kobiety pracujące w domu nabywają szereg kompetencji, właściwych dla 25 rożnych zawodów.
Pomimo przytoczonych wyżej danych, obecnie kobiety, która rezygnują z kariery zawodowej, by poświęcić swój czas i energię na wychowanie dzieci, wciąż znajdują się w na wiele gorszej pozycji, pod względem zabezpieczenia emerytalnego, od osób pracujących zarobkowo. Wykonywanie czynności opiekuńczych nad własnymi dziećmi oraz wiążących się z tym prac domowych, nie znajduje odpowiedniego odzwierciedlenia w budowaniu stażu emerytalnego i gromadzeniu kapitału, przekładającego się na wysokość przyszłej emerytury.
Dla porównania, praca zawodowa niani wiąże się z wynagrodzeniem ekonomicznym, odprowadzaniem składek emerytalnych i budowaniem tym samym stażu emerytalnego mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury. Ta sama praca kobiety, tyle że we własnym domu, nie jest zaś honorowana i to pomimo tego, że z punktu widzenia dziecka, jego rozwoju, relacji rodzinnych, niewątpliwie o wiele bardziej pożądaną sytuacją jest ta, w której pieczę nad nim sprawuje jego biologiczny rodzic niż choćby dziadkowie, nie mówiąc już o osobach obcych.
Należy również przypomnieć, że dzieci, które matka rodzi i wychowuje, są także dziećmi ich ojca. Robi to zatem we wspólnym interesie obydwojga rodziców. Co za tym idzie, jako niesprawiedliwa jawi się sytuacja, w której tylko matka ponosi tego negatywne, emerytalne konsekwencje.
Poza tym, nie budzi wątpliwości, że niezależnie od wychowania dziecka, to wyłącznie matka jest narażano na przerwę w zatrudnieniu, nabywaniu doświadczenia i kwalifikacji zawodowych, w związku z okresem ciąży i porodem oraz rekonwalescencją i dochodzeniem do sił po porodzie.
Uprawnienia kobiet związane z rodzicielstwem w Polsce
Wśród funkcjonujących dziś w Polsce przepisów, zapewniających kobietom, po osiągnięciu wieku emerytalnego, gratyfikację z tytułu urodzenia dzieci, wymienić można ustawę z dnia 31 stycznia 2019 r. o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym. Ustawa ta pozwala kobiecie – która (przy spełnieniu szczegółowych warunków dot. m. in. posiadania centrum interesów osobistych lub gospodarczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przez okres co najmniej 10 lat) urodziła i wychowała co najmniej 4 dzieci oraz nie nabyła prawa do emerytury, lub przysługująca jej emerytura jest niższa od najniższego świadczenia emerytalnego – pobierać świadczenie w wysokości najniższej emerytury.
Oczywiście trzeba również wspomnieć o zasiłku macierzyńskim, przysługującym osobom pracującym zawodowo oraz o świadczeniu rodzicielskim[6] (tzw. „kosiniakowe”), przysługującym osobom niepozostającym w zatrudnieniu, a także o finansowaniu składek na ubezpieczenia społeczne kobiecie pobierającej zasiłek macierzyński, zasiłek chorobowy w okresie ciąży oraz przebywającej na urlopie wychowawczym[7].
Rozwiązania te, choć z pewnością należy ocenić je pozytywnie, nie rekompensują kobiecie poświęconych lat potencjalnej kariery zawodowej, które pozwoliłby jej na szybszy awans zawodowy i związane z tym wyższe wynagrodzenie oraz możliwość samodzielnego odkładania części zarobionych pieniędzy np. w ramach indywidualnych kont emerytalnych (IKE) oraz indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Poza tym możliwość finansowania składek z budżetu państwa osobom przebywającym na urlopie macierzyńskim, rodzicielskim i wychowawczym dotyczy wyłącznie osób pozostających w stosunku pracy lub prowadzących działalność gospodarczą.
Możliwe rozwiązania
Jedną z koncepcji, która w pewnym stopniu miałaby zaradzić przedstawionym wyżej problemom, jest propozycja zmian w systemie ubezpieczeń społecznych, obecna już w polskiej debacie publicznej, nazywana: „alimentacyjnym systemem emerytalnym”. System ten polega na powiązaniu wysokości emerytury rodziców z liczbą posiadanych dzieci, ich przyszłymi dochodami, względnie z wysokością odprowadzanych przez nie składek emerytalnych. Zwolennicy tego rozwiązania wskazują, że sprawiedliwe jest uzależnienie wysokości emerytury od liczby posiadanych dzieci, skoro wkład osobisty i finansowy włożony w ich wychowanie, z jednej strony ogranicza możliwości zarobkowe rodziców, zaś z drugiej, ze składek odprowadzanych przez dorosłe już potomstwo finansowane będą emerytury przyszłych pokoleń. Przeciwnicy obawiają się, że tego typu rozwiązanie powiększyłoby nierówności społeczne, podnosząc, że dochody jednostki w dużej mierze wynikają z zamożności rodziny, z której się wywodzi, przez co dodatkowo wzrosłyby świadczenia bogatszych emerytów.
Innym rozwiązaniem mogłoby być finansowanie składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe ze środków publicznych tym rodzicom, którzy rezygnują z pracy zarobkowej, by poświęcić się wychowaniu dzieci[8]. Tego typu rozwiązanie wiąże się jednak z dodatkowymi nakładami z budżetu państwa i nie rekompensuje w pełni „gorszej” – pod względem uprawnień emerytalnych – sytuacji rodzica rezygnującego z zatrudnienia, w porównaniu z rodzicem podejmującym w tym czasie pracę zarobkową.
Propozycją, która mogłaby zaradzić temu problemowi mogłaby być tzw. „wspólna emerytura”. Rozwiązanie to miałoby na celu ograniczenie negatywnych konsekwencji w budowaniu stażu emerytalnego oraz gromadzeniu kapitału mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury, jakie w przypadku kobiet wiążą się z przerwą w zatrudnieniu lub rezygnacją z niego, w związku z ciążą i macierzyństwem. Dzięki niemu przyszłe emerytury pobierane przez każdego z rodziców byłyby na zbliżonym poziomie lub co najmniej ich wysokość byłaby mniej zróżnicowana. W praktyce mechanizm ten polegałby na zsumowaniu składek emerytalnych odprowadzanych przez obydwoje rodziców, od momentu przejścia przez kobietę, przy pierwszej ciąży, na zwolnienie chorobowe związane z ciążą lub na urlop macierzyński, do momentu złożenia wniosku o wypłacenie emerytury przez któregokolwiek z rodziców. Zsumowane składki za ten okres, na potrzeby obliczania wysokości emerytury, byłyby następnie dzielone na pół, a otrzymaną wartość uwzględniano by przy wyliczaniu emerytury za wskazany okres dla każdego z osobna. Mielibyśmy zatem do czynienia z czymś na wzór rozszerzonej wspólności majątkowej o składki emerytalne. Aby uchronić się przed patologicznymi sytuacjami, w których ojciec dziecka np. uchylałby się od pracy, można byłoby wprowadzić zastosowanie tego rozwiązania jedynie w tych przypadkach, w których suma składek odprowadzonych na konto emerytalne ojca dziecka w interesującym nas okresie, byłaby wyższa niż suma składek odprowadzonych na konto emerytalne matki.
Oczywiście przedstawiono tu jedynie zarys propozycji zmian, które podlegałyby dopracowaniu przy ewentualnych pracach legislacyjnych. Sama koncepcja wydaje się być jednak godna uwagi. Co równie istotne, niezależnie od aspektu ekonomicznego, „wspólna emerytura” mogłaby stanowić ważny czynnik podkreślający wartość wychowania dzieci i związanej z tym pracy, a zarazem zaprzeczający negatywnym stereotypom związanym z postrzeganiem osób podejmujących tego rodzaju aktywność jako „osób bezrobotnych” lub „nierozwijających się”. Niewykluczone, że rozwiązanie to stanowiłoby przy okazji czynnik wzmacniający wzajemną relację między małżonkami. W sytuacji bowiem, w której emerytura jednego z małżonków jest znacznie niższa, istnieje większe prawdopodobieństwo, że stanie się on w jakimś stopniu uzależniony finansowo, a nawet narażony na przemoc ekonomiczną ze strony współmałżonka pobierającego wysokie świadczenie. Z kolei w braku znaczącej dysproporcji w wysokości świadczeń, obydwoje małżonkowie byliby w większym stopniu od siebie zależni (a zarazem niezależni) finansowo, zaś suma ich emerytur pozwalałby na egzystencję na wyższym poziomie obojgu beneficjentom, prowadzącym wspólnie jedno gospodarstwo domowe. Dodatkowym atutem tego „wspólnej emerytury” jest fakt, że nie stanowiłaby ona obciążenia finansów publicznych, co może być ważnym argumentem przy podjęciu decyzji o wprowadzeniu jej w życie.
r.pr. Marek Puzio – analityk Centrum Prawa i Polityki Rodzinnej Ordo Iuris