Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej iod@ordoiuris.pl
3 lata od przełomowego wyroku TK – wskutek zaniechań władzy i ogromnych braków w promocji kultury życia – znaleźliśmy się w sytuacji, w której w jednym tylko szpitalu w Polsce w 2023 roku zabito aż 144 dzieci. U wielu z nich nie było najmniejszego podejrzenia żadnej choroby. Przynajmniej niektóre zabito… w 3 trymestrze ciąży, gdy mogłyby być już tulone w objęciach swych rodziców. Mowa o szpitalu w Oleśnicy. W roku 2023 dokonano tam dwa razy więcej aborcji niż w roku poprzednim i… 5 razy więcej niż przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego! Dyrektor szpitala – Gizela Jagielska – zupełnie otwarcie chwali się swoją aborcyjną działalnością.
Musimy obronić prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci!
W 2020 roku ruch pro-life na całym świecie świętował wielki sukces, jakim było zakończenie epoki barbarzyńskich praktyk eugenicznych w polskich szpitalach, gdzie zaprzestano legalnego zabijania tysięcy dzieci podejrzewanych o chorobę lub niepełnosprawność. Radość obrońców cywilizacji życia nie trwała długo.
Głosami lewicowej większości Sejm przegłosował właśnie ustawę zezwalającą na wydawanie dzieciom bez recepty i bez wiedzy rodziców pigułek „dzień po”, których efektem może być zabicie nienarodzonego dziecka oraz rozregulowanie systemu hormonalnego matki. A to tylko pierwszy krok w zapowiadanej strategii powszechnego dostępu do aborcji.
Na nowo musimy rozbudzić wśród Polaków świadomość zagrożenia dla życia oraz rosnącej skali rzezi niewinnych ludzkich istnień. Bo niezależnie od zmian ustawowych, dzieci mordowane są brutalnie w coraz liczniejszych szpitalach w Polsce. Dzieje się to nie tylko z naruszeniem elementarnych zasad etycznych, ale także w całkowitym braku poszanowania dla Konstytucji RP. Jednocześnie decyzje i zapowiedzi rządu Donalda Tuska prowadzą do dalszej eskalacji ludobójstwa nienarodzonych. Obowiązek ochrony najsłabszych znowu ponagla nas do wytężonej pracy.
Szpital w Oleśnicy bezprawnie zabija nienarodzonych Polaków
3 lata od przełomowego wyroku TK – wskutek zaniechań władzy i ogromnych braków w promocji kultury życia – znaleźliśmy się w sytuacji, w której w jednym tylko szpitalu w Polsce w 2023 roku zabito aż 144 dzieci. U wielu z nich nie było najmniejszego podejrzenia żadnej choroby. Przynajmniej niektóre zabito… w 3 trymestrze ciąży, gdy mogłyby być już tulone w objęciach swych rodziców.
Mowa o szpitalu w Oleśnicy. W roku 2023 dokonano tam dwa razy więcej aborcji niż w roku poprzednim i… 5 razy więcej niż przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego! Dyrektor szpitala – Gizela Jagielska – zupełnie otwarcie chwali się swoją aborcyjną działalnością.
Ze 144 aborcji dokonanych w roku 2023, aż 139 zostało wykonano z powodu rzekomego zagrożenia „zdrowia psychicznego” kobiety. Obrońcy życia, których od lat bronimy przed polskimi sądami, zwrócili się do szpitala z żądaniem doprecyzowania tej informacji. Okazało się, że tym „poważnym zagrożeniem zdrowia psychicznego” były „zaburzenia adaptacyjne”. To oznacza jedno – w Oleśnicy dokonywane są de facto aborcje na życzenie. Przy całkowitej bierności i za milczącą zgodą władz.
Ministerstwo Zdrowia wprowadzi aborcję „na życzenie” tylnymi drzwiami?
A ze strony rządu Donalda Tuska spodziewamy się najgorszego. Do końca lutego (a więc lada dzień!) Ministerstwo Zdrowia ma zaprezentować wytyczne dotyczące „procedur przerywania ciąży”. Nowa minister zdrowia Izabela Leszczyna uznała, że przygotowane przez ekspertów poprzedniego rządu zalecenia nie są „satysfakcjonujące” i powierzyła ich opracowanie… aktywistom z proaborcyjnych organizacji zaangażowanych w tzw. „czarne marsze” oraz współpracującym z nimi lekarzom.
Swoją decyzję minister poprzedziła rzekomo konsultacjami z organizacjami kobiecymi, przy czym zaproszono do nich wyłącznie organizacje działające na rzecz wprowadzenia w Polsce aborcji „na życzenie”.
Polska konstytucja stoi po stronie życia. Nawet jeśli Ministerstwo Zdrowia zaprezentuje swoje bezprawne zalecenia – nie uchroni to medyków przed odpowiedzialnością za dokonywanie nielegalnych aborcji.
Nasi eksperci pracują już nad analizą prawną dotyczącą bezprawności aborcji dokonywanej z powodu subiektywnego poczucia zagrożenia dla zdrowia psychicznego kobiety, którą wkrótce przedstawimy Ministerstwu Zdrowia oraz Naczelnej Radzie Lekarskiej.
Klauzula sumienia pod ostrzałem aborcjonistów
Minister Izabela Leszczyna chce również zmusić lekarzy do udziału w śmiercionośnym procederze, łamiąc konstytucyjnie gwarantowane prawo do sprzeciwu sumienia. Na konferencji poświęconej wytycznym o „procedurach przerywania ciąży” minister zapowiedziała, że żaden szpital chcący zawrzeć z NFZ kontrakt na świadczenie opieki ginekologiczno-położniczej nie będzie mógł odmówić aborcji.
I tym razem zaoferujemy pomoc prawną wszystkim lekarzom sumienia, wszystkim położnym i pielęgniarkom, które chcą zachować swój zawód w czystości od udziału w zabijaniu nienarodzonych.
Zresztą Ordo Iuris od lat konsekwentnie broni prawa pracowników sektora opieki zdrowotnej do korzystania z klauzuli sumienia.
W ostatnim czasie złożyliśmy do Sądu Najwyższego kasację w sprawie farmaceutki, która – powołując się na klauzulę sumienia – odmówiła pacjentce sprzedaży pigułki wczesnoporonnej EllaOne. Chociaż nasza interwencja, po licznych perypetiach przed różnymi instancjami sądów aptekarskich, doprowadziła do umorzenia postępowania, to Naczelny Sąd Aptekarski uniknął jasnego potwierdzenia prawa farmaceuty do sprzeciwu sumienia. Przed Sądem Najwyższym podkreślamy, że farmaceuci mają prawo do odmowy sprzedaży pacjentom śmiercionośnych pigułek w ramach konstytucyjnie gwarantowanego sprzeciwu sumienia.
Sejm przyjmuje ustawę o „pigułkach śmierci”
Zapowiedzi ataku na zagwarantowaną konstytucyjnie wolność sumienia zbiegły się w czasie z przyjęciem przez sejm rządowego projektu ustawy, która sprawi, że aborcyjna w swym działaniu pigułka „dzień po” będzie sprzedawana bez recepty nawet piętnastolatkom. Ustawa została właśnie przyjęta głosami Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, części PSL-u i Lewicy. Trafi teraz do senatu.
Jeszcze przed sejmowym głosowaniem, przekazaliśmy parlamentarzystom memorandum, w którym przedstawiliśmy szereg argumentów przemawiających za zachowaniem obecnych przepisów. Powołując się na badania naukowe, wskazaliśmy, że wbrew narracji aborcjonistów wymieniony środek ma nie tylko właściwości antykoncepcyjne, ale również wczesnoporonne. Przypomnieliśmy, że polskie prawo, chroniąc życie ludzkie od poczęcia, zakazuje obrotu środkami poronnymi, co jest w pełni zgodne z prawem UE. Przywołaliśmy stanowisko Naczelnej Rady Aptekarskiej z 2015 roku, która zwracała uwagę, że stosowanie tzw. pigułki „dzień po” jako regularnej metody antykoncepcyjnej stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia kobiet. Po wynikach głosowania widać, że nasza opinia przekonała wielu posłów. Jednak nie przełamała politycznych decyzji proaborcyjnego rządu.
Nie składamy broni. Nasze analizy przekażemy teraz senatorom, a jeśli i to nie przyniesie skutku – będziemy wywierać presję na Prezydencie RP Andrzeju Dudzie, który może zawetować projekt. Do Prezydenta trafią zarówno nasze analizy prawne, jak i petycja, którą skierowaliśmy pierwotnie do parlamentarzystów.
Zatrzymajmy proaborcyjną rewolucję rządu Donalda Tuska
Kolejnym zamachem na życie nienarodzonych Polaków jest rządowy projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie, który trafił pod koniec stycznia do Sejmu. Zakłada on wprowadzenie swobodnego dostępu do aborcji do 12. tygodnia ciąży, dodatkowo nadając jej status „świadczenia zdrowotnego”. Przygotowaliśmy już komentarz prawny poświęcony projektowi, w którym podnieśliśmy, że zaproponowane przez rząd Donalda Tuska rozwiązania uderzają w podstawowe prawo każdej istoty ludzkiej – prawo do życia. Aktualnie pracujemy nad pogłębioną analizą przepisów projektu ustawy „o świadomym rodzicielstwie”, w której wykazujemy przede wszystkim rażącą niezgodność z Konstytucją RP tej skandalicznej propozycji legislacyjnej.
Aborcja co roku jest przyczyną największej liczby zgonów na świecie. Jak wynika z ustaleń serwisu Worldometers, w ubiegłym roku krwiożerczy, aborcyjny przemysł zabił na całym świecie 73 miliony bezbronnych ludzi na prenatalnym etapie życia. Dzięki wieloletnim działaniom polskiego ruchu pro-life Polska, której prawo gwarantuje wysoki standard ochrony życia, jest prawdziwą strefą bezpieczeństwa dla dzieci nienarodzonych. Niestety wobec proaborcyjnych inicjatyw rządu Donalda Tuska może się to wkrótce zmienić…
Nadal jednak możemy temu zapobiec. Ale żeby obronić dotychczasowy standard ochrony życia w Polsce musimy się zjednoczyć i pokazać, że stanowczo sprzeciwiamy się realizowaniu przez polski rząd agendy aborcyjnego lobby. W tym celu podejmujemy kolejne działania formacyjne i edukacyjne.
Aborcjoniści wiedzą, że wierni chrześcijańskiej tożsamości Polacy łatwo stają się przeciwnikami aborcji. Dlatego w celu zwiedzenia społeczeństwa posługują się kłamstwami i manipulacjami. Aby zdemaskować ich fałszywe narracje, opublikowaliśmy wielką „Encyklopedię pro-life”, w której na siedmiuset pięćdziesięciu stronach tłumaczymy, że aborcja – chociaż często tak przedstawiana – nie jest zabiegiem czy wyborem kobiety, ale zabójstwem bezbronnego dziecka w łonie jego matki. Omawiamy przy tym społeczne, medyczne i prawne aspekty zabójstwa prenatalnego.
Piękne wydanie „Encyklopedii pro-life” trafi już za kilka dni do wszystkich polskich szkół katolickich, należących do Rady Szkół Katolickich. Ich dyrektorzy wyrazili bowiem chęć zapoznania się z treścią książki i wykorzystania jej w toku pracy formacyjnej z dziećmi, rodzicami i nauczycielami.
Wprowadzenie w życie radykalnych ustaw, które pozwolą piętnastolatkom na zażywanie pigułek wczesnoporonnych oraz dopuszczą zabijanie ludzi na prenatalnym etapie życia do 12. tygodnia ciąży cofnie ochronę życia w Polsce o dekady, niwecząc wieloletnie wysiłki ruchu pro-life. Ofiarą proaborcyjnego ustawodawstwa padną konkretne dzieci, które nie będą mogły się urodzić, dorastać, założyć własnych rodzin ani budować dobrobytu naszej Ojczyzny. Zamiast tego zostaną zamordowane, na czym skorzysta przemysł aborcyjny. Sprzeciwiając się temu, Ordo Iuris robi wszystko, co tylko możliwe, aby obronić prawo chroniące życie.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
21.02.2024
Gdy Parlament Europejski przyjmował poprawki do unijnych traktatów, które zakładają przejęcie przez Unię kompetencji w 10 obszarach kluczowych dla naszej narodowej suwerenności, Donald Tusk odgrywał rolę dobrego policjanta. W sejmowym exposé uspokajał, że „żadne próby zmian traktatów Unii Europejskiej wbrew interesom Polski nie wchodzą w rachubę”. Buńczucznie zapowiadał, że za jego rządów to Polska będzie rozstrzygać o kierunkach zmian w Unii Europejskiej. Jednak uruchomiona oficjalnie procedura zmiany traktatów jak walec ruszyła naprzód. Polska – będąca przez lata hamulcowym w budowie „superpaństwa” na gruzach państw narodowych – od 13 grudnia po cichu wspiera zmiany, usypiając czujność polskich obywateli.
Niemcy chcą odebrać nam prawo weta. Wiceszef polskiego MSZ… jest „za”
Instytut Ordo Iuris jest obecnie w Polsce najważniejszym głosem sprzeciwu, ujawniając skalę ofensywy, budząc społeczny opór oraz dostarczając prawnych argumentów. Już w 2022 roku – gdy w Polsce o sprawie nie mówiono wiele – opisaliśmy planowane zmiany. Teraz wykazujemy, że UE chce odbierać nam armię i ambasady; że chce kontrolować polski przemysł i decydować bez udziału Warszawy o rozwoju wielkich projektów jak CPK czy porty morskie. Poprawki obejmują także przejęcie przez unijnych urzędników decydowania o seksedukacji, dostępności aborcji, surogacji, homoadopcji czy… możliwość odgórnego narzucenia polskim dzieciom wspólnej, europejskiej listy lektur i ujednoliconego nauczania historii.
Zaraz po zaprzysiężeniu Donalda Tuska, przedstawicielka rządu mogła sprzeciwić się dalszemu procedowaniu projektu zmian unijnych traktatów podczas posiedzenia Rady UE… ale tego nie zrobiła. Ograniczyła się do złożenia niewiążącego oświadczenia, by liderzy obozu rządzącego mogli później udawać w mediach, że bronią polskiej suwerenności.
Gdy dziennik Rzeczpospolita zapytał wiceszefa MSZ Andrzeja Szejnę o opinię w sprawie niemieckiego postulatu likwidacji prawa weta w sprawach związanych z polityką zagraniczną, zastępca Radosława Sikorskiego stwierdził bez wahania, że Unia „nie może być sparaliżowana stanowiskiem jednego kraju” i dodał, że „w jakimś stopniu rozumowanie Berlina jest więc zasadne”.
Tymczasem oddanie obcym prowadzenia polskich spraw zagranicznych oznacza możliwość rozpoczęcia wojny celnej z USA lub nawiązania sojuszu energetycznego z Rosją – wbrew interesom Polski, a nawet pomimo sprzeciwu kilkunastu państw UE. To oddanie wielkiego obszaru niepodległości w ręce Brukseli i Berlina.
Przed nami fala kłamliwej propagandy. Musimy otworzyć oczy Polakom!
Takich sfer polskiej kapitulacji i oddawania suwerenności jest więcej. Unijni urzędnicy postanowili zawalczyć o przejęcie dziesięciu obszarów narodowego samostanowienia.
Budując strategię obrony suwerenności opieramy się na jednoznacznych zasadach Konstytucji. Przyjęcie zmian traktatowych wymaga polskiej zgody. Jeżeli takiej zgody nie udzieli 2/3 polskiego Sejmu i Senatu, konieczne stanie się referendum. Szacujemy, że odbędzie się za dwa lata.
To oznacza, że wkrótce będziemy zapewne bombardowani prymitywną propagandą, w ramach której rewolucjoniści będą wmawiać Polakom, że głosowanie przeciwko reformie traktatów, to głosowanie za biedą, cywilizacyjnym upadkiem i „przeciwko Europie”.
Przed nami epokowe wyzwanie. Musimy dotrzeć do wszystkich Polaków z informacją, że referendum dotyczy w rzeczywistości oddania suwerenności; że utrata niepodległości to konkretne szkody dla każdego Polaka. I tylko powszechny sprzeciw może zatrzymać rozpędzoną, niemiecką machinę przejmowania Europy.
Jarosław Kaczyński o raporcie Ordo Iuris. Nasze ostrzeżenia docierają do decydentów
Dlatego w ubiegłym roku – 11 listopada, gdy świętowaliśmy kolejną rocznicę odzyskania niepodległości – ogłosiliśmy powołanie do życia Kolegium Suwerenności, które staje się zapleczem eksperckim, dostarczającym wsparcie prawne i merytoryczne analizy dla całego polskiego ruchu suwerennościowego.
Pierwsze owoce naszej decyzji już są widoczne. Za mną szereg spotkań terenowych.
Nasz głos jest obecny w mediach poprzez setki wypowiedzi, wywiadów, artykułów i wzmianek. O wynikach naszych analiz wspominają politycy z różnych politycznych środowisk. Jarosław Kaczyński mówił na partyjnym wiecu, że „prawnicy z Ordo Iuris wykazali, że w 10 najważniejszych strefach tracimy suwerenność”. W wielkiej konferencji suwerennościowej „Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej”, która zostanie zorganizowana w marcu w Katowicach, nasi eksperci będą najliczniejszym niezależnym środowiskiem.
Aby wszystkim obrońcom niepodległej Ojczyzny dać do ręki argumenty i konkretną wiedzę – przed kilkoma dniami zaprezentowaliśmy raport „Po co nam suwerenność?”. Precyzyjnie pokazujemy w nim, że traktatowe zmiany mają trwale odebrać Polsce suwerenność w 10 konkretnych obszarach – kluczowych dla naszej narodowej suwerenności.
CPK, port LNG, polskie kopalnie i fabryki – o tym zdecydują w Brukseli
W raporcie piszemy między innymi o wyposażeniu Unii Europejskiej w wyłączną kompetencję w zakresie zawierania międzynarodowych porozumień „w sprawie zmiany klimatu” oraz usunięciu obszaru „środowisko naturalne” z zakresu kompetencji dzielonych (poprawka 70), co prowadzić będzie do przejęcia przez Unię Europejską wyłącznej kompetencji nad zagadnieniami środowiska naturalnego.
Nie ulega wątpliwości, że w poszczególnych państwach europejskich istnieją różne – często sprzeczne ze sobą – interesy związane z przyszłością energetyki. Najdobitniejszym tego przykładem jest niemiecka polityka energetyczna, która przez dekady zakładała ścisłą współpracę z Rosją, co stoi w sprzeczności z interesami polskimi.
Kluczowa dla przyszłości Polski może być też poprawka 71, która zakłada poszerzenie kompetencji dzielonych (w ramach których Unia ma pierwszeństwo przed państwami członkowskimi) w zakresie transportu o infrastrukturę transgraniczną. Dotyczyć to będzie wszelkiego rodzaju transportu: drogowego, kolejowego, morskiego, lotniczego oraz żeglugi śródlądowej.
Przyjęcie poprawki może oznaczać, że państwa członkowskie zostaną pozbawione możliwości podejmowania suwerennych decyzji dotyczących między innymi dróg o znaczeniu międzynarodowym, kolejowych połączeń międzypaństwowych, międzynarodowych portów lotniczych czy portów morskich. W kontekście Polski poprawka dotykałaby suwerennych kompetencji w zakresie planowania i realizacji takich inwestycji jak: Centralny Port Komunikacyjny, rozwój Portu Gdańskiego, budowa i rozwój terminalu LNG (gazoportu) czy planowanie i budowa Via Carpatia.
Polska armia do likwidacji?
Projekt zmian traktatowych może być także bardzo groźny dla naszego bezpieczeństwa. Obejmuje on bowiem prymat unijnej większość w sprawach „bezpieczeństwa zewnętrznego i obronności”. Preambuła rezolucji Parlamentu Europejskiego wzywa „do ustanowienia Unii Obronnej obejmującej jednostki wojskowe i stałą zdolność do szybkiego rozmieszczenia, pod dowództwem operacyjnym Unii”.
Przeniesienie kompetencji dotyczących obronności i bezpieczeństwa na grunt wspólnej polityki unijnej w praktyce oznaczać będzie pozbawienie państw narodowych ich własnych zdolności obronnych i całkowitą zależność od decyzji podejmowanych w Brukseli. Dobrze znana opieszałość struktur unijnych – widoczna zwłaszcza w jej działaniach na rzecz wsparcia Ukrainy, które były jedynie tłem dla działań państw narodowych – sprawi, że rzeczywiste bezpieczeństwo państw członkowskich nowego sojuszu się zmniejszy, a nie wzrośnie.
Doprowadzi to do paraliżu możliwości obronnych konkretnych państw, które w razie wrogiej aktywności będą musiały oczekiwać na podjęcie decyzji przez polityków i urzędników znajdujących się setki kilometrów od miejsca agresji.
Aborcja, tranzycja i seksualizacja dzieci? Obowiązkowo!
Projektowane zmiany traktatów unijnych obejmują także kwestie związane z narzucaną nam od lat przez instytucje unijne aborcją i ideologią gender.
Poprawki nr 103 i 104 usuwają z Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej wymóg uzyskania jednomyślności w Radzie UE w zakresie prawa rodzinnego i zastępują go zwykłą procedurą ustawodawczą umożliwiającą przegłosowanie jednych państw przez drugie.
Do obszarów, w których decyzje będą należeć do unijnej większości miałaby dołączyć także edukacja. Oznaczałoby to daleko idące ograniczenie samodzielności państw członkowskich w zakresie określania treści nauczania oraz organizacji systemów edukacji. Możliwe stanie się odgórne wprowadzenie do szkół jednolitej dla wszystkich, obligatoryjnej, permisywnej edukacji seksualnej.
Wśród przyjętych przez Parlament Europejski poprawek do unijnych traktatów znalazły się zmiany oddające Unii Europejskiej kontrolę nad szerokim obszarem polityki zdrowotnej. Miałoby to także dotyczyć, nieuznanej dotąd w normach traktatowych, niedookreślonej koncepcji „zdrowia i praw seksualnych i reprodukcyjnych”, oznaczającej de facto głównie aborcję i antykoncepcję, ale także drastyczne ingerencje chirurgiczne i hormonalne w ramach tzw. korekty płci czy „prawo do edukacji seksualnej”, afirmującej hedonizm i rozwiązłość.
Europejczycy musza wiedzieć co się dzieje. Sprzeciw jednego państwa nie wystarczy
Rozpoczęliśmy także budowę międzynarodowego ruchu sprzeciwu wobec zmian w traktatach UE, bo bardzo istotne będzie uświadomienie skali zagrożenia także obywatelom innych państw europejskich. Sprzeciw jednego kraju można łatwo złamać, co dobitnie pokazuje chociażby historia przyjmowania Traktatu lizbońskiego, który pierwotnie także nie był akceptowany przez część państw, których sprzeciw został ostatecznie przełamany.
Raport przetłumaczyliśmy już na język angielski i rozpoczęliśmy jego szeroką promocję. W ubiegły piątek kopie raportu trafiły do przedstawicieli węgierskiego rządu podczas Polsko-Węgierskiego Politycznego Forum w Budapeszcie, gdzie uczestniczyliśmy w dyskusji o przyszłości naszego regionu.
Już niedługo raport zostanie przekazany wszystkim eurodeputowanym. Będzie też podstawą rozmów i spotkań ze środowiskami ze Słowacji, Chorwacji, Włoch, Hiszpanii, Francji, Rumunii, Bułgarii i wielu innych krajów, które mogą przyczynić się do zablokowania zmian.
Wciąż nie jest za późno. Razem obronimy polską niepodległość
Jak widać zatem – Polska suwerenność i niepodległość wisi na włosku. Ale wciąż możemy ją obronić.
Poprzednie pokolenia Polaków często musiały walczyć o tę niepodległość z bronią w ręku. My będziemy mogli to zrobić bez ryzykowania życia, bo to nasz głos przy referendalnej urnie może zdecydować o tym, czy Polska pozostanie państwem suwerennym.
Aby zwyciężyć, musimy już teraz rozpoczęć walkę o świadomość Polaków. I nie będzie to sprint. Przed nami prawdziwy maraton, na który musimy być gotowi i który musimy rozpocząć już teraz.
Jako Instytut Ordo Iuris, będziemy robić, co w naszej mocy, by najlepiej jak potrafimy służyć Ojczyźnie w tym czasie wielkiej próby.
Mamy przed sobą ogrom pracy, która będzie przekraczać codzienną aktywność prawników Ordo Iuris – bo i samo zagrożenie dla naszej Ojczyzny jest bezprecedensowe. Dlatego nie tylko piszemy o istniejącym zagrożeniu na naszych stronach i w mediach społecznościowych, występujemy w mediach, piszemy analizy i raporty, uruchamiamy internetowe petycje i udostępniamy efekty naszych prac europejskim decydentom i naszym partnerom z całej Europy.
Ruszyliśmy już także w Polskę, by osobiście spotykać się z rodakami i uświadamiać im, czym skończy się proponowana reforma UE. W czwartek osobiście spotkałem się z mieszkańcami Suwałk. A wcześniej – w ciągu zaledwie kilku tygodni – odwiedziłem też między innymi Dąbrowę Górniczą, Częstochowę, Mielec, Zawiercie i Jasło a w piątek będę rozmawiał na ten temat z mieszkańcami Lublina. Teraz czas na budowanie Klubów Suwerennościowych w całym kraju.
Wszystkie te działania to dla nas duże koszty, ale wszystkie są absolutnie niezbędne, bo jeśli oddamy naszą suwerenność – cała nasza walka w obronie fundamentalnych wartości naszej cywilizacji nie będzie już miała znaczenia, bo decyzje podejmować będzie za nas Bruksela… a tak właściwe, to Berlin.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
· Prawnicy Instytutu Ordo Iuris wnieśli kasację do Sądu Najwyższego od wyroku Naczelnego Sądu Aptekarskiego w Warszawie w sprawie farmaceutki, która odmówiła sprzedaży tabletek wczesnoporonnych.
· Sąd dyscyplinarny pierwszej instancji uznał kobietę winną naruszenia przepisów prawa farmaceutycznego, jednak umorzył sprawę ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu.
· Obrońcy aptekarki wskazują, że powinna ona zostać uniewinniona, gdyż skutecznie powołała się na konstytucyjnie gwarantowany sprzeciw sumienia
Farmaceutka odmawia sprzedaży ellaOne
Sytuacja miała miejsce w lutym 2021 r. Farmaceutka z Krakowa odmówiła kobiecie sprzedaży tabletek wczesnoporonnych ellaOne. Aptekarka powołała się na klauzulę sumienia, wskazując, że pigułka może stanowić zagrożenie dla nienarodzonego dziecka. Pierwotnie farmaceutka została skazana na naganę przez Okręgowy Sąd Aptekarski w Krakowie. Przy czym nie dano jej wówczas nawet możliwości złożenia wyjaśnień w tej sprawie.
Na etapie postępowania odwoławczego do sprawy włączyli się prawnicy Instytutu Ordo Iuris. Domagali się uchylenia orzeczenia i przekazania sprawy sądowi pierwszej instancji w celu rzetelnego przeprowadzenia postępowania dowodowego i umożliwienia obwinionej skorzystania z prawa do obrony. Do wniosku o uchylenie orzeczenia przyłączył się również Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. Do stanowiska stron przychylił się Naczelny Sąd Aptekarski i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Następnie, po przeprowadzeniu postępowania Okręgowy Sąd Aptekarski w Krakowie umorzył sprawę. Sąd uznał farmaceutkę winną, jednak stwierdził znikomą szkodliwość społeczną jej czynu. OSA podkreślił m.in., że: „w tym konkretnym przypadku żadne dobro Pokrzywdzonej nie zostało naruszone, nie została jej wyrządzona żadna szkoda, ani nie było zagrożenia tą szkodą”.
Klauzula sumienia prawnie gwarantowana
Prawnicy Ordo Iuris wnieśli odwołanie od tego orzeczenia do Naczelnego Sądu Aptekarskiego. W ocenie Instytutu, odmowa sprzedaży środków wczesnoporonnych nie może być uznana za delikt dyscyplinarny. Wolność sumienia, a co za tym idzie, prawo farmaceutów do powołania się na sprzeciw sumienia, gwarantuje bowiem art. 53 ust. 1 Konstytucji RP. Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego, „wolność sumienia nie oznacza jedynie prawa do reprezentowania określonego światopoglądu, ale przede wszystkim prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem oraz wolność od przymusu postępowania wbrew niemu” (Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2015 r., K 12/14, pkt III.4.2.3; orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 15 stycznia 1991 r., U 8/90; postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 1992 r., U 1/92). W wyroku z 7 października 2015 r., (sygn. akt K 12/14) Trybunał Konstytucyjny wskazał, że „wolność sumienia musi bowiem przejawiać się także w możliwości odmowy wykonania obowiązku nałożonego zgodnie z prawem z powołaniem się na przekonania naukowe, religijne lub moralne”. Wolność sumienia ma zatem aspekt wewnętrzny (kształtowanie własnych ocen moralnych), jak i aspekt zewnętrzny (postępowanie w zgodzie z własnym sumieniem). Całkowitą legalność odmowy sprzedaży środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych gwarantuje właśnie aspekt zewnętrzny wolności sumienia, popularnie określany jako „klauzula sumienia”.[1] Do działania w zgodzie ze swoim sumieniem jest natomiast zobowiązany każdy farmaceuta, zgodnie z art. 3 ust. 1 Kodeksu Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej. Ponadto art. 96 ust. 5 pkt 1 Prawa farmaceutycznego zakłada, że farmaceuta może odmówić wykonania usługi, jeżeli jej zrealizowanie może zagrażać życiu lub zdrowiu pacjenta lub innych osób, w tym przypadku nienarodzonego dziecka.
W świetle postanowień na poziomie konstytucyjnym dotyczących klauzuli sumienia, zamiarem ustawodawcy formułującego brzmienie art. 96 ust. 5 pkt 1 Prawa farmaceutycznego było zatem nadanie w pewnym zakresie temu przepisowi roli klauzuli sumienia. To powoduje, że stanowi on podstawę prawną dla farmaceutów do odmowy wydawania środków antykoncepcyjnych, w szczególności wczesnoporonnych, gdyż te mogą powodować zagrożenie życia lub zdrowia dziecka, którym na mocy art. 2 ust. 1 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka „jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”. [2]
Należy też zauważyć, że dodatkową podstawą prawną odmowy wydania środków antykoncepcyjnych czy wczesnoporonnych może być art. 96 ust. 5 pkt 2 Prawa farmaceutycznego, stanowiący, że w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że produkt leczniczy może być zastosowany w celu pozamedycznym, farmaceuta lub technik farmaceutyczny mogą odmówić wydania produktu. Unicestwianie embrionu ludzkiego niezależnie od stopnia jego rozwoju – podobnie jak zapobieganie jego powstaniu – nie jest celem medycznym[3].
Interwencja Ordo Iuris
Mimo to Naczelny Sąd Aptekarski w październiku 2023 r. podtrzymał orzeczenie OSA. Prawnicy Instytutu Ordo Iuris złożyli kasację od tego wyroku do Sądu Najwyższego. Obrońcy farmaceutki wskazali w niej na braki formalne w postępowaniu dyscyplinarnym oraz na brak rozpoznania przez NSA zarzutów strony odwołującej się, w szczególności zarzutu obrazy prawa materialnego sprowadzający się do stwierdzenia, że farmaceutka skutecznie powołała się na sprzeciw sumienia, który wynika z przepisów o randze konstytucyjnej.
Obrońcy aptekarki zwrócili także uwagę na to, że NSA stwierdził, iż „klauzula sumienia jest sytuacją wyjątkową i musi znaleźć swoje odzwierciedlenie w przepisach prawa powszechnie obowiązującego”, pomijając przy tym wskazane przez obronę akty poświadczające prawo do sprzeciwu sumienia, takie jak Konstytucja RP, Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności czy Karta Praw Podstawowych. NSA poprzestał jedynie na stwierdzeniu, że przepisów o klauzuli sumienia nie ma w akcie rangi ustawowej.
Za słuszne należy uznać stanowisko prof. Andrzeja Zolla w tym zakresie, który stwierdził, że: „(…) klauzula sumienia w odniesieniu do dóbr o wysokiej wartości (taką wartością jest niewątpliwie życie człowieka na każdym etapie jego rozwoju) ma w polskim porządku prawnym oparcie konstytucyjne. Ponieważ wolność sumienia jest wartością podstawową, wynikającą bezpośrednio z godności człowieka, występująca w prawie stanowionym tzw. klauzula sumienia nie powinna być rozumiana jako podstawa prawna takiej wolności. Wolność sumienia i prawo postępowania zgodnie z własnym sumieniem nie wymaga wyraźnej podstawy ustawowej. Takiej podstawy wymaga ograniczenie prawa do postępowania zgodnie z własnym sumieniem. Występujące w polskim ustawodawstwie tzw. klauzule sumienia należy w ten sposób rozumieć. To nie wolność zachowania się zgodnie z własnym sumieniem może podlegać kontroli z punktu widzenia jej zgodności z Konstytucją. Takiej kontroli powinny podlegać wynikające z normy zawierającej klauzulę sumienia ograniczenia prawa do zachowania się zgodnego z własnym sumieniem[4]”.
Konstytucja RP gwarantuje każdemu – a więc także farmaceucie i właścicielowi apteki – prawo do odmowy podejmowania zachowań, które wyraźnie kłócą się z jego sumieniem, np. sprzedaży szeroko rozumianych środków homeopatycznych, produktów stosowanych w procedurze in vitro czy środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych, w tym również ElleOne. Prawo do sprzeciwu sumienia stanowi integralny i nieodzowny element wolności sumienia – ma więc rangę konstytucyjną i nie wymaga ustawowego potwierdzenia.[5]
Ciążący na Rzeczypospolitej Polskiej obowiązek respektowania wolności sumienia – a więc także prawa do sprzeciwu sumienia – wynika również ze zobowiązań międzynarodowych, w szczególności z art. 18 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych uchwalonego przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w dniu 19 grudnia 1966 r. i art. 9 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności z dnia 4 listopada 1950 r. Podobne gwarancje wywodzą się także z art. 10 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej oraz art. 18 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Odmowa sprzedaży środków poronnych nie powoduje zagrożenia dla życia
Oczywiście sprzeciw sumienia człowieka nie ma charakteru absolutnego.[6] Powoływanie się na klauzulę sumienia nie może prowadzić do bezpośredniego zagrożenia dla życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Nie ulega jednak najmniejszym wątpliwościom, że odmowa dystrybucji jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych czy wczesnoporonnych nie grozi pacjentowi ryzykiem utraty życia, ciężkiego uszkodzenia jego ciała lub ciężkiego rozstroju jego zdrowia. Takie też ustalenia poczynił sąd pierwszej instancji w sprawie farmaceutki, a Naczelny Sąd Aptekarski tego nie zakwestionował, wskazując, że „sprzeciw sumienia” zastosowany przez obwinioną nie spowodował żadnej szkody ani zagrożenia powstaniem takiej szkody u pokrzywdzonej.
NSA stwierdził także: „(…) farmaceuta, na gruncie obowiązujących przepisów prawa nie może odmówić wydania pacjentce produktu leczniczego, dopuszczonego do obrotu w Polsce, z przyczyn wskazanych przez ukaraną. W związku z powyższym rozważania na temat oceny ideologicznej działania produktu, nie stanowią istoty postępowania dyscyplinarnego. Produkt leczniczy, jako lek zarejestrowany posiada swoją charakterystykę, która określa skład, postać, szczegółowe dane kliniczne, wskazuje przeciwskazania, specjalne środki ostrożności dotyczące stosowania, interakcje, wpływ na płodność, ciąże i laktację, wpływ na zdolność prowadzenia pojazdów oraz działania niepożądane. Zgodnie z tą charakterystyką, wskazaniem do stosowania jest «Antykoncepcja w przypadkach nagłych do stosowania w ciągu 120 godzin (5 dni) od stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub w przypadku, gdy zastosowana metoda antykoncepcji zawiodła». Do momentu, kiedy charakterystyka produktu leczniczego nie zostanie w zakresie wskazań stosowania zmieniona, wiążące dla farmaceuty jest, że lek stosowany jest zgodnie ze wskazaniami nakreślonymi w tej charakterystyce”. Obrońcy farmaceutki odnosząc się do tych twierdzeń NSA jakoby działanie farmaceutki miało jedynie charakter ideologiczny, a wiedza naukowa dotycząca produktu winna być pozyskana wyłącznie z charakterystyki abstrahując od pozostałych źródeł wiedzy na ich temat.
W kontekście stwierdzenia sądów dyscyplinarnych orzekających w przedmiotowej sprawie, że kwestia dotycząca początków życia ludzkiego, jest sprawą stricte ideologiczną, a co za tym idzie nie możemy mówić w sposób naukowy o początkach życia ludzkiego i jego ochronie na tym etapie rozwoju należy przywołać orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z dnia 18 października 2011 r. w sprawie C-34/10 pomiędzy Olivierem Brüstle a Greenpeace e.V. Trybunał stwierdził, że ludzkie embriony podlegają tożsamej ochronie prawnej, jak każda osoba ludzka niezależnie od fazy rozwoju: „(…) embrionem ludzkim jest każda ludzka komórka jajowa począwszy od stadium jej zapłodnienia, każda niezapłodniona ludzka komórka jajowa, w którą wszczepiono jądro komórkowe pochodzące z dojrzałej komórki ludzkiej oraz każda niezapłodniona ludzka komórka jajowa, która została pobudzona do podziału i dalszego rozwoju w drodze partenogenezy”. TSUE nie przyjął materialistycznego i arbitralnego rozumienia określenia embrion, według którego zapłodniona komórka jajowa nie ma statusu embrionu, dopóki nie osiągnie określonego etapu rozwoju, np. po jej implantacji.
Rzeczywiste działanie tabletek ellaOne
Jest to istotne w kontekście skutków działania preparatu ellaOne. W literaturze naukowej wskazuje się, że: „w antykoncepcji doraźnej stosowany jest także produkt ellaOne firmy Laboratoire HRA Pharma, zawierający octan uliprystalu, modulator receptorów progesteronowych. Mechanizm działania tego produktu jest również wielokierunkowy i zależy od fazy cyklu miesięcznego kobiety, w którym środek ten został przyjęty. W piśmiennictwie podaje się, że główny mechanizm działania polega na blokowaniu receptorów progesteronowych. Działanie to może prowadzić do zaburzenia, opóźnienia lub zablokowania owulacji, a także wpływać na czynność ciałka żółtego, na funkcje wydzielnicze błony śluzowej macicy i na środowisko wewnątrz jajowodów. W konsekwencji działanie to może upośledzać transport blastocysty oraz utrudniać lub zahamować jej implantację w macicy. W ulotce dołączone do tego preparatu informuje się użytkowniczkę, że działa on «przez opóźnienie owulacji». Nie wspomina się nic na temat sposobu działania tego produktu w przypadku przyjęcia go po owulacji i ewentualnym poczęciu dziecka (w okresie między zapłodnieniem a zakończeniem procesu implantacji). Natomiast kobiety mieszkające w Stanach Zjednoczonych w ulotce identycznego produktu – «ellaOne» (produkowanego na licencji Laboratoire HRA Pharma) znajdują informacje o jego możliwym wpływie na implantację zarodka («ella is thought to work for emergency contraception primarily by stopping or delaying the release of an egg from the ovary. It is possible that ella may also work by preventing attachment implantation» to the uterus»). Należy zatem podkreślić, że europejskie kobiety zapoznając się z treścią ulotki produktu ellaOne nie są informowane w sposób należyty o wszystkich możliwych mechanizmach działania tego środka”[7].
Preparat ellaOne ma zatem także działanie wczesnoporonne, mimo że takich informacji nie można znaleźć na charakterystyce produktu.
Prawo farmaceuty do sprzeciwu sumienia
Dodatkowo z orzeczenia NSA wynika jakoby przepisy Kodeksu Etyki Aptekarza nie miały znaczenia dla rozpoznania sprawy. Pokazuje to całkowite niezrozumienie istoty standardów korporacyjnych i powstałego konfliktu pomiędzy działaniem, które nakazuje prawo, a wyznawanym systemem etycznym farmaceuty. Kodeks Etyki Aptekarza ma za zadanie wyznaczać pewien podstawowy standard etycznych, w sposób skodyfikowany, możliwy do realizacji przez wszystkie osoby wykonujące dany zawód.
Z kolei rolę farmaceuty sąd dyscyplinarny chce sprowadzić do roli osoby, która w sytuacji wystawionej recepty ma „mechanicznie” wykonać żądanie pacjenta. Sąd odwoławczy wskazał, że co prawda wiążą one farmaceutę jako członka samorządu, ale „nie stanowią źródła prawa, które jest podstawą do ograniczania praw innych osób”. Z powyższego wynika, że sąd aptekarski całkowicie nie rozumie na czym polega sprzeciw sumienia i że dla jego istnienia nie potrzebne jest prawo stanowione (w randze ustawy), ponieważ wynika ono z przyjętego przez człowieka systemu etycznego.
Praca farmaceuty nie polega jedynie na sprzedaży leków czy też mechanicznym wypełnianiu zaleceń lekarskich, lecz raczej, jak to opisuje ustawa o izbach aptekarskich, na współuczestniczeniu w procesie leczenia, podczas którego „współpracując z pacjentem i lekarzem czuwa nad prawidłowym przebiegiem farmakoterapii”[8].
Pacjent nie ma prawa żądać wydania środków antykoncepcyjnych czy wczesnoporonnych, jeśli farmaceuta powołuje się na klauzulę sumienia, ponieważ oznaczałoby to, że pacjent ma prawo narzucić swoje przekonania moralne farmaceucie i zmusić go do zachowania się wbrew swojemu sumieniu (co w świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego oznacza niedopuszczalny przymus współdziałania w osiąganiu celu niegodziwego). Taka sytuacja nie zachodzi w odwrotnym przypadku, gdy farmaceuta odmawia sprzedaży preparatów antykoncepcyjnych, ponieważ pacjent zawsze może je nabyć w innej aptece i swobodnie korzystać z dopuszczonych do obrotu środków antykoncepcyjnych, jeśli sumienie mu na to pozwala. Farmaceuta nie jest w stanie mu tego zabronić, choć ma prawo w tym nie uczestniczyć. W ten sposób nie może tu być również mowy o jakimkolwiek narzucaniu pacjentowi poglądów moralnych farmaceuty.
Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris
Rząd Donalda Tuska podtrzymuje zamiar wprowadzenia „babciowego”, czyli świadczenia dla wybranych – tylko dla tych spośród młodych matek, które zrezygnują z osobistej opieki nad dzieckiem w wieku poniżej 3. roku życia i spełniają warunek zatrudnienia na etacie lub zleceniu. Proponowane oficjalne nazwy nowego świadczenia – „Aktywny Rodzic” oraz „Aktywna Mama” – stygmatyzują wręcz młode matki, fałszywie sugerując im, że, wybierając opiekę osobistą, stają się tym samym „nieaktywne”. Instytut Ordo Iuris wskazuje, że to rozwiązanie nie przyczyni się do przeciwdziałania kryzysowi demograficznemu, a w dłuższej perspektywie może go wręcz pogłębić. Aby naprawdę przysłużyć się polepszeniu dzietności, nowe świadczenie powinno objąć także matki osobiście opiekujące się swoimi dziećmi – stanie się wówczas Bonem Wychowawczym, którego wprowadzenie w Polsce od lat postuluje Instytut Ordo Iuris.
„Babciowe” albo „Aktywny Rodzic”: wybrakowana próba odpowiedzi na najniższą liczbę urodzeń od czasu II wojny światowej
10 lutego Aleksandra Gajewska, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w rozmowie z Polską Agencją Prasową zadeklarowała zamiar powołania Rady Polityki Rodzinnej i Demograficznej w celu „wypracowania rozwiązań, które w perspektywie lat pozwolą nam wyjść z zapaści demograficznej”. Deklaracja wiceminister stanowi odpowiedź na analizę strategiczną Głównego Urzędu Statystycznego pt. „Sytuacja społeczno-gospodarcza kraju w 2023 r.”, opublikowaną 31 stycznia 2024 r., w której GUS przekazał, iż „ze wstępnych szacunków wynika, że w 2023 r. zarejestrowano ok. 272 tys. urodzeń żywych, tj. o ok. 33 tys. mniej niż w poprzednim roku; była to najniższa liczba urodzeń zanotowana w całym okresie powojennym”.
Jednym z istotnych elementów nowej polityki rodzinnej i demograficznej ma być program „Aktywny Rodzic”, czyli „dodatkowe świadczenie w wysokości 1500 zł miesięcznie dla rodziców, którzy chcą wrócić do pracy. Będą oni mieli wybór – czy zostawić dziecko pod opieką np. członka rodziny, czy też zostawić je w odpowiednim miejscu opieki”. Zgodnie z zapowiedziami resortu, „świadczenie ma przysługiwać do 3. roku życia dziecka. Dodatkowo rodzic będzie musiał być zatrudniony na etat lub zlecenie; jego miesięczna pensja nie będzie mogła przekroczyć określonego progu, a jego miesięczne wynagrodzenie będzie musiało być na poziomie minimum najniższej krajowej płacy”.
Wprowadzenie tego programu, wówczas jeszcze pod nazwą „babciowe”, zostało zapowiedziane po raz pierwszy przez Donalda Tuska podczas spotkania Platformy Obywatelskiej w Częstochowie 23 marca 2023 r. Partia w uzasadnieniu tego postulatu wskazywała, że „pobudzi to gospodarkę, kobiety będą mogły w dowolnym czasie wrócić na rynek pracy”, stwierdzając zarazem, że „ponad 90% kobiet chce wrócić do pracy. 50% kobiet nie wraca do pracy po urlopie macierzyńskim do czasu ukończenia przez dziecko 3 lat. Tym kobietom chcemy pomóc”. Również w punkcie 6 umowy koalicyjnej zawartej pomiędzy Koalicją Obywatelską, Polską 2050, Polskim Stronnictwem Ludowym oraz Lewicą 10 listopada 2023 r. stwierdzono, że „w trosce o budowanie kapitału społecznego i wyrównywanie pozycji kobiet na rynku pracy, koniecznym jest zapewnienie dodatkowego wsparcia kobiet w powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim”. Także w exposé Donalda Tuska z 13 grudnia 2023 r. znalazła się wzmianka o tym programie, przedstawionym tym razem pod nazwą „Aktywna Mama”: „wypłacimy każdej mamie, każdej rodzinie, wszystkim rodzicom, którzy potrzebują tej pomocy na opiekę nad swoim maleństwem 1500 złotych miesięcznie”.
Problem polega właśnie na tym, że – wbrew słowom przewodniczącego Platformy Obywatelskiej – świadczenie przysługiwałoby nie „każdej mamie” i nie „każdej rodzinie”, a jedynie tym arbitralnie wybranym spośród nich, które nie zdecydowały się nad opiekę osobistą nad własnym dzieckiem. Nawet same proponowane oficjalne nazwy nowego świadczenia – „Aktywny Rodzic” oraz „Aktywna Mama” – wydają się być stygmatyzujące wobec młodych matek, fałszywie sugerując im, że, wybierając opiekę osobistą, stają się tym samym „nieaktywne” czy też „pasywne”.
Czeski „model sekwencyjny”: zachęta do urodzenia drugiego dziecka w okresie od 1 do 3 lat po urodzeniu pierwszego dziecka
Tezy Platformy Obywatelskiej sformułowane w opisie „babciowego” stoją w wyraźnej sprzeczności z wynikami badań przeprowadzonych w grudniu 2022 r., opublikowanymi przez Instytut Pokolenia w raporcie pt. „Rodzice wobec wyzwań opieki nad małymi dziećmi” z listopada 2023 r. Badani zostali wówczas zapytani o preferowaną długość okresu osobistej opieki matki nad dzieckiem, w czasie którego nie musiałaby ona wracać do pracy zarobkowej. Okazało się, że „zarówno kobiety (34%), jak i mężczyźni (30%) najczęściej wskazywali, że optymalny okres to dłużej niż rok, ale nie więcej niż dwa lata od urodzenia dziecka. Drugim najczęściej wskazywanym okresem sprawowania opieki był okres powyżej dwóch lat, ale nie dłuższy od trzech lat (31% kobiet i 28% mężczyzn)”. Zdecydowana większość – 65% kobiet i 57% mężczyzn – uważa zatem, że matki powinny mieć możliwość sprawowania osobistej opieki nad dzieckiem w czasie dłuższym niż okres obecnego urlopu macierzyńskiego (20 tygodni) i rodzicielskiego matki (32 tygodnie), który trwa łącznie zaledwie do 1 roku (52 tygodnie) po urodzeniu dziecka. Tylko mniejszość badanych (12,7% kobiet i 16,3% mężczyzn) wskazuje, że odpowiada im obecny okres jednoroczny. Z badań wynika także, że w przypadku, gdy matka dziecka nie może sprawować nad dzieckiem opieki osobistej tak długo, jak by sama tego chciała, najbardziej preferowaną formą opieki nad dzieckiem do lat 3 jest opieka babci lub dziadka (uważa tak 42% kobiet i 43% mężczyzn). Platforma Obywatelska, formułując swój postulat, potraktowała zatem deklaracje matek wybiórczo, skupiając się na opcji drugiego wyboru, zupełnie ignorując pierwszy preferowany wybór rodziców, jakim jest opieka osobista.
Prezes Instytutu Pokolenia w wywiadzie z października 2022 r. wskazywał na czeski „model sekwencyjny” jako wartościowy punkt odniesienia: „ich model polega na tym, że po urodzeniu dziecka, aż do skończenia przezeń trzech lat, rodzice mogą otrzymać zasiłek w wysokości – przekładając to na nasze – ok. 60 tys. złotych, czyli ok. 20 tys. rocznie, a to jest kwota nieco tylko mniejsza od tej, jaką by otrzymała kobieta decydując się na pracę. Co więcej, działa tam mechanizm, który nagradza za szybkie urodzenie kolejnego dziecka – w Czechach jest to zazwyczaj drugie. Jeśli przyjdzie ono na świat wcześniej niż po trzech latach od urodzenia poprzedniego – to niewykorzystana część kapitału za pierwsze dziecko jest wypłacana od razu, a rodzina korzysta z kolejnego świadczenia w wysokości 60 tys. zł”. Prezes wskazuje, że dzięki tego typu rozwiązaniom, co prawda „wśród kobiet wychowujących dziecko do lat trzech, jedynie 22 proc. jest aktywna zawodowo”, ale już po ukończeniu przez dziecko 3. roku życia „kobiety wracają do pracy i ich aktywność zawodowa jest najwyższa w UE, bo przekracza 90 proc.”.
W raporcie pt. „Czeski sukces demograficzny” opublikowanym w grudniu 2022 r., Instytut Pokolenia porównuje sytuację demograficzną Czech i Polski, wskazując, że „w Czechach dominującym wzorem wobec pracy zawodowej kobiet po urodzeniu dziecka jest tzw. Model Sekwencyjny – czasowa dezaktywizacja, aż dziecko osiągnie wiek przedszkolny i następnie powrót do pełnego zatrudnienia. W Polsce większość młodych matek podejmuje decyzje na rzecz szybszego powrotu do pracy, co jest związane z brakiem rekompensaty finansowej z tytułu opieki nad dzieckiem po pierwszym roku życia oraz większą obawą o miejsce pracy”.
W wywiadzie z grudnia 2022 r. prezes Instytutu Pokolenia podkreślał, że „nasi południowi sąsiedzi, kiedy mają możliwość powierzyć dziecko opiece instytucjonalnej lub sami zająć się swoimi dziećmi, najczęściej wybierają to drugie — w praktyce najczęściej dziećmi zajmuje się matka”. Zdaniem dr. Kota, my, Polacy, „powinniśmy umożliwiać opiekę instytucjonalną nad dziećmi, natomiast system finansowy nie powinien preferować żadnej z opcji, podobnie jak to jest u Czechów. Powinniśmy się zastanowić nad wprowadzeniem modelu, w którym pieniądze przysługują dzieciom niezależnie od wyboru rodziców”. Tymczasem program „Babciowe”, jeżeli miałby przysługiwać tylko matkom, które nie wybrały opieki osobistej, byłby zaprzeczeniem „modelu sekwencyjnego”.
Instytut Ordo Iuris: propozycja „Bonu Wychowawczego” zamiast realizowania ideologicznych „celów barcelońskich” Komisji Europejskiej
W marcu 2002 r., przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, Rada Europejska ogłosiła „cele barcelońskie”, zgodnie z którymi „państwa członkowskie powinny zlikwidować ograniczenia zniechęcające kobiety do uczestnictwa w rynku pracy” przez objęcie opieką instytucjonalną „co najmniej 33% dzieci poniżej trzeciego roku życia”. 20 lat później, w grudniu 2022 r. Rada Europejska przyjęła zradykalizowaną formę tego postulatu, zalecając, aby rodzice oddawali do żłobków i innych form opieki instytucjonalnej aż 45% swoich dzieci. Instytut Ordo Iuris już wówczas ostrzegał przed nowymi „celami barcelońskimi 2030”, wskazując, że takie zalecenia naruszają zasadę pomocniczości, a „państwa członkowskie muszą podjąć zdecydowaną obronę autonomii rodziny i prawa rodziców do decydowania o sposobie wychowania własnych dzieci”. Dotychczasowe polskie rządy – zarówno PO-PSL w latach 2007-2015, jak i Zjednoczonej Prawicy w latach 2015-2023 – konsekwentnie realizowały jednak „cele barcelońskie”. O ile jeszcze we wrześniu 2010 r. polski rząd informował, że opieką instytucjonalną objęte jest „niecałe 2% dzieci w wieku 0–3 lata”, o tyle w 2015 r. wskaźnik „użłobkowienia” wynosił już 12,4%, w 2020 r. – 25,5%, a pod koniec 2021 r. – prawie 30%.
Instytut Ordo Iuris już w obszernym, 188-stronicowym raporcie pt. „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?” z 2015 r. wskazywał, że „choć [żłobek] może mieć pozytywny wpływ na rozwój intelektualny i wyrównanie szans części dzieci z najbiedniejszych czy rozbitych rodzin, umieszczenie w nim dziecka bez uwzględnienia stopnia jego rozwoju czy na zbyt długi w skali tygodnia czas, może negatywnie odbić się na jego zdrowiu psychicznym i fizycznym”. W związku z powyższym – jako alternatywę dla jednostronnego finansowania zinstytucjonalizowanej opieki kolektywnej nad dziećmi – Instytut zaproponował koncepcję bonów wychowawczych, które „pozwalają na równouprawnienie w zakresie dostępu do pomocy państwa osób, które wybrały inne formy opieki nad dziećmi niż państwowe żłobki i przedszkola. Bon wychowawczy może mieć formę bezpośredniego transferu finansowego o wysokości zbliżonej do kosztów instytucjonalnej opieki nad dzieckiem w danym wieku, o którego wydatkowaniu decydują sami rodzice dziecka, które nie korzysta z kolektywnej opieki instytucjonalnej”. Bon, w odróżnieniu od wybrakowanej koncepcji „Babciowego”, obejmowałby jednak także matki, które zdecydowały się na osobistą opiekę nad dzieckiem. W ciągu ostatnich 8 lat Instytut Ordo Iuris kilkukrotnie przypominał swój postulat bonu wychowawczego – na przykład w 202-stronicowym raporcie pt. „Opieka nad dziećmi do 3. roku życia w Polsce i na świecie. Aspekty prawne, ekonomiczne i społeczne” z 2018 r., w dokumencie pt. „Bon wychowawczy – główne założenia” z 2019 r. oraz w tekście pt. „W drodze do lepszego modelu opieki nad małymi dziećmi” z 2020 r. Propozycja ta została przypomniana także w komentarzu z listopada 2023 r. towarzyszącym zawarciu umowy koalicyjnej obecnego rządu. „Babciowe” w porównaniu z koncepcją bonu wychowawczego jest rozwiązaniem wybrakowanym, realizującym wyłącznie interesy pracodawców, a nie rodziców, zwłaszcza matek.
Świadczenia nie tylko dla pracujących zarobkowo: zwiększanie dzietności jest obecnie dla Polski celem samym w sobie, a nie dodatkiem do PKB
Na na łamach „Gazety Wyborczej” na przekazaną przez GUS informację o katastrofalnych wskaźnikach demograficznych w lutym 2024 r. zareagowano w typowym dla tej gazety stylu, stwierdzając, że rodzenie dzieci przez Polki jest niepotrzebne, bo i tak już wkrótce polską populację powiększą „puchnące do połowy wieku populacje Azji Południowej i co najmniej do końca wieku Afryki Subsaharyjskiej”, a „jeśli ktokolwiek boi się utraty «polskiego dziedzictwa» genetycznego i kulturowego, niech poda choć jeden argument za tym, że jest ono warte ochrony”. Wiedząc, że w dyskursie publicznym funkcjonują nawet takie opinie, doceniać należy sam fakt, że rządząca obecnie Polską lewicowo-liberalna koalicja nie podziela ich, tylko rozważa w ogóle jakiekolwiek formy wsparcia finansowego dla matek dzieci do lat 3.
„Babciowe”, które przy dofinansowaniu nie będzie uwzględniać opcji najbardziej preferowanej przez młode matki, czyli opieki osobistej, byłoby jednak świadczeniem wybrakowanym, niebędącym instrumentem prawdziwej polityki rodzinnej, lecz polityki doraźnego wsparcia pracodawców i chwilowego wzrostu wskaźników PKB. Instytut Ordo Iuris już 9 lat temu w raporcie pt. „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?” z 2015 r. dostrzegał, że „wartość kobiety zaczyna się obecnie postrzegać przez pryzmat gospodarczych zysków płynących z jej działalności zawodowej, deprecjonując pracę jaką wykonuje ona zajmując się domem i wychowaniem dzieci, jako nie przynoszącą żadnych wymiernych korzyści finansowych, a wręcz stanowiącą «obciążenie» dla systemu. To negatywne podejście ma swoje odzwierciedlenie również w języku, także tym, którym posługuje się polskie prawo, dzieląc osoby na aktywne zawodowo i nieaktywne zawodowo, co sugeruje, że praca domowa nie jest żadną aktywnością”.
Tymczasem w tym samym opracowaniu, wskazano, że „wykonywana w domu przez kobiety praca polegająca na opiece nad dziećmi i prowadzeniu gospodarstwa domowego, jednocześnie w znacznym stopniu przyczynia się do społecznego dobrobytu. ONZ szacuje, że niezarobkowa praca wykonywana przez kobiety w domu powiększa PKB średnio o 40%”.
Nowe świadczenie, zamiast poprzestawać na korzyściach krótkotrwałych, powinno zatem być nakierowane na długofalową korzyść, jaką – o ile uwzględniona w finansowaniu zostanie także opieka osobista – może być trwałe zwiększenie polskiej dzietności.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
Jesteśmy tuż po sejmowej debacie nad przygotowanym przez Ordo Iuris projektem obywatelskim „Tak dla rodziny, nie dla gender”. Celem inicjatywy jest wypowiedzenie genderowej Konwencji stambulskiej i przyjęcie Konwencji o prawach rodziny. W trakcie piątkowych obrad Sejmu miałam zaszczyt reprezentować Instytut Ordo Iuris jako przedstawiciel wnioskodawcy, a projekt w naszym imieniu prezentował marszałek Marek Jurek. Głosowanie w ramach pierwszego czytania projektu odbędzie się na następnym posiedzeniu Sejmu. Jednak wyrażone podczas debaty ideologiczne zacietrzewienie nie zapowiada otwartości posłów na dalsze prace i debatę o realnie skutecznym sposobie przeciwdziałania przemocy.
Za nami sejmowa debata nad projektem Ordo Iuris
Przedstawiciele dzisiejszej władzy obiecywali, że nie będą odrzucać projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu. Chociaż pod projektem „Tak dla rodziny, nie dla gender” zebraliśmy ponad 150 tys. podpisów – i to w trudnym do przeprowadzenia takich akcji okresie radykalnych obostrzeń sanitarnych – przedstawiciele partii Donalda Tuska zapomnieli o swych obietnicach i zapowiedzieli, że będą głosować za odrzuceniem projektu. Sama „Ministra” ds. równości Katarzyna Kotula swoje sejmowe wystąpienie zakończyła nerwowym wołaniem: „Wyrzućmy ten projekt po prostu do kosza. Nie ma sensu nad nim dalej debatować”.
Wcześniej z mównicy sejmowej padło wiele skandalicznych słów pod adresem 150 tys. obywateli, którzy poparli naszą ustawę. Zatroskanym o polskie rodziny obywatelom zarzucano fanatyzm religijny, a nawet oskarżano ich o dopuszczanie się przemocy we własnych domach.
Debata ponad wszelką wątpliwość pokazała, że sejmowa większość – wbrew wszelkim faktom i racjonalnej ocenie – dąży do wdrożenia w Polsce ideologicznej rewolucji pod dyktando genderowych ekspertów i międzynarodowych komitetów.
Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny
Najbliższym krokiem ma być ustawa o „związkach partnerskich”. Premier obiecał, że trafi do parlamentu „jeszcze tej zimy”. Podobną deklarację złożyła Katarzyna Kotula, która z wpiętą w klapę marynarki flagą LGBT zapewniała, że projekt poselski będzie gotowy do marca. Przyznała otwarcie, że wprowadzenie w Polsce związków partnerskich ma być dopiero pierwszym krokiem na drodze całkowitego zrównania praw i przywilejów małżeństw i homoseksualnych konkubinatów – włącznie z adopcją dzieci, przywilejami podatkowymi i świadczeniami rodzinnymi. Co z tego, że Konstytucja RP jednoznacznie nakazuje ochronę małżeństwa, jako związku kobiety i mężczyzny…
Gdy tylko zapowiedziana ustawa trafi do Sejmu, eksperci Ordo Iuris przystąpią do jej analizy i organizowania społecznego sprzeciwu. Potrzebny będzie także nacisk na Prezydenta Andrzeja Dudę, który będzie mógł zawetować projekt. Już teraz opublikowaliśmy analizę, w której omówiliśmy raz jeszcze argumenty przeciwko wprowadzeniu w Polsce instytucji związków jednopłciowych.
Przygotowaliśmy również internetową petycję w obronie małżeństwa, której sygnatariusze wzywają do „obrony konstytucyjnej tożsamości małżeństwa” oraz apelują do prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowanie genderowej ustawy w przypadku jej przyjęcia.
Jakie są skutki homoadopcji?
Zareagowaliśmy także na skandaliczną wypowiedź posła PSL Radosława Lubczyka, który w rozmowie z Radiem Szczecin zapowiedział, że poprze ustawę o „związkach partnerskich”, wyrażając jednocześnie swoje poparcie dla adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Poseł stwierdził wręcz, że „wychowanie dzieci przez pary homoseksualne jest o wiele lepsze. Te dzieci są o wiele bardziej kochane niż w związkach małżeńskich zawartych w Kościele katolickim, które to dzieci są częstokroć katowane”.
W reakcji na tę wypowiedź opublikowaliśmy analizę, w której przytoczyliśmy szereg badań naukowych dowodzących, że dzieci wychowywane przez pary homoseksualne częściej doświadczają problemów psychicznych – w tym zaburzeń własnej seksualności i tożsamości płciowej – i częściej korzystają z pomocy psychologicznej oraz pomocy społecznej. Mają statystycznie większe problemy z koncentracją oraz osiągają gorsze wyniki w nauce a w dorosłym życiu gorzej radzą sobie na rynku pracy oraz mają większe problemy z bliskością, intymnością i zaufaniem w związkach.
Aby nie dopuścić do wprowadzenia w Polsce homoadopcji, uczestniczymy w kolejnych postępowaniach sądowych, które mogą powstrzymać tzw. transkrypcję, czyli przepisywanie z zagranicznych aktów urodzenia, do polskich akt stanu cywilnego informacji o dwojgu rodziców tej samej płci dziecka. Kolejne z tych postępowań toczy się przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Krakowie. Instytut Ordo Iuris został dopuszczony przez sąd do udziału w postępowaniu i złożył pisemne stanowisko wskazując, że polskie prawo nie zna i nie przewiduje fikcji prawnej umożliwiającej uznawanie za rodziców dziecka osób tej samej płci, zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci oraz adoptowania dzieci przez takie pary.
Czy Unia narzuci nam homoadopcję?
Krajowa ustawa i decyzje sądów to nie wszystko. Także urzędnicy UE pracują nad rozporządzeniem o wzajemnym uznawaniu rodzicielstwa, które zobowiąże polskie urzędy do uznawania rodzicielstwa osób tej samej płci.
Od samego początku zwracaliśmy uwagę na zagrożenia związane z tym dokumentem. W ramach tych działań złożyliśmy krytyczną opinię do projektu w ramach jego publicznych konsultacji, w której podkreślaliśmy, że UE nie posiada kompetencji do narzucania suwerennym państwom rozwiązań w materii prawa rodzinnego. Nasze opinie prawne trafiły do polskiego rządu, eurodeputowanych oraz do Komisji Europejskiej. Uruchomiliśmy także międzynarodową petycję, w której wzywaliśmy szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen do poszanowania przepisów unijnych traktatów, które zapewniają państwom członkowskim suwerenność w zakresie stanowienia prawa rodzinnego. Poparcie dla petycji wyraziło ponad 20 organizacji prorodzinnych z krajów takich jak Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Ukraina, Holandia, Hiszpania, Niemcy, Włochy, Francja czy Stany Zjednoczone.
Po przegłosowaniu dokumentu w grudniu przez Parlament Europejski, trafi on teraz pod obrady Rady Unii Europejskiej, w której wymagana jest jednomyślność. Nawet jeśli rząd Donalda Tuska nie zgłosi sprzeciwu, to we współpracy z naszymi zagranicznymi partnerami możemy przekonać inne rządy państw UE do zablokowania tej groźnej inicjatywy.
Uderzenie w małżeństwo jest najważniejszym frontem walki radykałów z rodziną i normalnością. Jeśli im się skutecznie nie przeciwstawimy, polska rodzina, jaką znamy, w perspektywie kilku lat przestanie istnieć. Ofiarami promocji patologicznych układów i niestałych relacji padną tysiące polskich dzieci. Nie godząc się na to, prawnicy Ordo Iuris robią wszystko, aby zablokować sprzeczne z Konstytucją RP rozszerzenie małżeńskich przywilejów na związki jednopłciowe.
Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris
Unijne instytucje zachęcają państwa członkowskie do ratyfikacji Konwencji w sprawie eliminacji przemocy i molestowania w świecie pracy. Akt ten, pod pozorem walki z przemocą i molestowaniem w świecie pracy, wprowadza do porządku prawnego ideologiczną koncepcję „płci społeczno-kulturowej”. Konwencja niejednokrotnie używa terminu „gender”, sprowadzającego płeć do subiektywnej opinii danej osoby, w oderwaniu od rzeczywistości biologicznej. Może to pociągnąć za sobą nie tylko brak możliwości skutecznego zwalczania przemocy, ale też wprowadzać chaos w spójności normatywnej porządku prawnego państw takich jak Polska.
Podczas jubileuszowej 108. sesji Międzynarodowej Konferencji Pracy w dniu 21 czerwca 2019 r. przyjęto Konwencję Międzynarodowej Organizacji Pracy w sprawie eliminacji przemocy i molestowania w świecie pracy[1]. Konwencja jest pierwszym międzynarodowym instrumentem ustanawiającym konkretne standardy dotyczące zwalczania molestowania i przemocy w kontekście zawodowym oraz określającym środki wymagane od państw. Celem dokumentu jest ochrona pracowników przed przemocą i molestowaniem w miejscu pracy. Dokument słusznie wskazuje, że wszyscy ludzie, bez względu na cechy szczególne, mają prawo dążyć zarówno do materialnego dobrobytu, jak i rozwoju duchowego, w warunkach wolności i godności, bezpieczeństwa ekonomicznego i równości szans, podkreślając jednocześnie znaczenie kultury pracy opartej na wzajemnym szacunku i godności istoty ludzkiej, w celu zapobiegania przemocy i molestowaniu. Choć zarówno cele dokumentu jak i motywy są szlachetne, to jednocześnie Konwencja zawiera nacechowaną ideologicznie treść posługując się terminem „gender” i – w angielskiej, oryginalnej wersji językowej – stosując go w oderwaniu od terminu „sex”, oznaczającego płeć biologiczną. Jeszcze w preambule dokument stanowi, że przemoc i molestowanie ze względu na „gender” niewspółmiernie dotyczą kobiet i dziewcząt oraz przyznaje, że włączające, zintegrowane i wrażliwe na problematykę „gender” podejście, które uwzględnia leżące u podstaw przyczyny i czynniki ryzyka, w tym stereotypy dotyczące „gender”, jest niezbędne do zakończenia przemocy i molestowania w świecie pracy.
Definicje i założenia
Konwencja zawiera dwie kluczowe dla interpretacji jej postanowień definicje. Pierwsza z nich, definicja „przemocy i molestowania” w świecie pracy odnosi się do „szeregu nieakceptowalnych zachowań i praktyk lub ich groźby, zarówno jednorazowych, jak i powtarzających się, których celem, skutkiem lub prawdopodobnym skutkiem jest szkoda fizyczna, psychiczna, seksualna lub ekonomiczna, i uwzględnia przemoc i molestowanie ze względu na gender (ang. gender-based violence)”. Druga definiuje termin „przemoc i molestowanie ze względu na płeć” (ang. gender-based violence and harrasment) jako „przemoc i molestowanie wymierzone w osoby z powodu ich płci biologicznej (ang. sex) lub płci społeczno-kulturowej (ang. gender) lub niewspółmiernie wpływające na osoby danej płci biologicznej lub płci społeczno-kulturowej w tym molestowanie seksualne. Co istotne, wskazuje się, że bez uszczerbku dla obu definicji, definicje zawarte w krajowym ustawodawstwie i przepisach wykonawczych mogą przewidywać jednolite pojęcie lub odrębne pojęcia.
Nie sposób nie zauważyć, że samo rozróżnienie tych definicji wydaje się być co najmniej zastanawiające. Kontekst, w jakim teoria gender się pojawia, również nie działa pozytywnie na odbiór aktu prawnego, stanowi bowiem w pewnym sensie narzędzie manipulacji i może okazać się kontr-skuteczne wobec rozwiązania problemu przemocy, któremu ma służyć tekst Konwencji. Definiowanie płciowości w oderwaniu od kryterium biologicznego znacznie poszerza zarówno definicję męskości, jak i kobiecości, co może w konsekwencji zostać wykorzystane przeciwko płci pięknej. Ideologia gender zakłada, że płeć nie jest tylko faktem biologicznym, ale osobistą i subiektywną tożsamością, którą każdy człowiek wybiera sobie według własnego uznania. Podstawowym postulatem tej ideologii jest ustanowienie samowoli wyboru płci przez każdego, formalnie sankcjonowanej przez państwo. Jest ona natomiast niebezpieczna dla porządku społecznego. Zapobieżenie przemocy w każdej formie jest najważniejsze, ale pojęcia, które zostają utrwalone przez tekst „pracują”.
Zakres obowiązywania
Konwencja ma ona zastosowanie do wszystkich pracowników, niezależnie od podstawy zatrudnienia, rodzaju pracy lub sektora, w którym pracują. Ma również zastosowanie do osób w trakcie szkolenia, w tym stażystów i praktykantów, pracowników, których zatrudnienie ustało, wolontariuszy, osób poszukujących pracy oraz aplikujących o nią. Ma zastosowanie do wszystkich sektorów, prywatnych i publicznych, zarówno w gospodarce formalnej, jak i nieformalnej, na obszarach miejskich jak i wiejskich. Dotyczy sytuacji zarówno w miejscu pracy, jak i podczas delegacji służbowej, czy szatni pracowniczej, a także czynności wykonanych za pośrednictwem pracowniczych kanałów komunikacyjnych.
Szeroki zakres Konwencji zakłada, że może ona skutecznie zająć się wieloma formami przemocy i nękania, z którymi spotykają się pracownicy. Wątpliwości prawne powinien jednak budzić fakt, że akt prawa międzynarodowego, który opowiada się za pełną równością i niedyskryminacją pod żadną postacią, już w samych swoich założeniach rysuje kontury podziału, o którym była już mowa w niniejszym tekście.
Cele i sposoby ich realizowania
Dokument zawiera kompleksowy zestaw celów, które kierują jej wdrażaniem i egzekwowaniem. Cele te mają na w założeniu stworzenie świata pracy wolnego od przemocy i nękania, zapewniając wszystkim pracownikom prawo do bezpiecznego i pełnego szacunku środowiska pracy. W tym celu, zobowiązuje się państwa-strony do przyjęcia zgodnie z ustawodawstwem i uwarunkowaniami krajowymi oraz w konsultacji z reprezentatywnymi organizacjami pracodawców i pracowników, włączające, zintegrowane i wrażliwe na problematykę „gender” podejście (ang. gender responsive-approach) na rzecz zapobiegania i eliminacji przemocy i molestowania w świecie pracy. Podejście to powinno obejmować m.in. przyjęcie spójnej strategii, zapewnienie dostępu do środków zaradczych i ustanowienie sankcji.
Każde państwo-strona przyjmie także przepisy ustawowe i wykonawcze w celu zdefiniowania i zakazania przemocy i molestowania w świecie pracy, w tym przemocy i molestowania ze względu na „gender”. Ponadto, zobowiązano kraje do ustanowienia systemów monitorowania i oceny wdrażania postanowień konwencyjnych, gromadzenia danych na temat przemocy i nękania oraz oceny skuteczności środków zapobiegawczych.
Konwencja wymaga od państw, które ją ratyfikują, podjęcia szeregu kroków w celu zapobiegania i eliminowania przemocy i nękania w miejscu pracy, w tym przyjęcie przepisów ustawowych i wykonawczych zakazujących przemocy i molestowania, zapewnienie pracownikom i pracodawcom szkoleń i informacji na temat przemocy i molestowania, ustanowienie mechanizmów umożliwiających pracownikom zgłaszanie przypadków przemocy i nękania oraz zapewnienie pracownikom zgłaszającym przypadki przemocy i nękania ochrony przed działaniami odwetowymi.
Członek, który ratyfikował Konwencję, może ją wypowiedzieć po upływie dziesięciu lat od daty początkowego jej wejścia w życie. Na tę chwilę ratyfikacji dokonało 36 państw, w tym Włochy, Grecja, Hiszpania czy Kanada, a część oczekuje na wejście w życie – m.in. Belgia i Francja.
Unijne plany przystąpienia
Ratyfikacją Konwencji zainteresowane są także instytucje Unii Europejskiej. Już w 2020 r. Komisja Europejska przygotowała decyzję dla Rady upoważniającą państwa członkowskie do ratyfikowania Konwencji, podkreślając, że „jak unaoczniła niedawno akcja #metoo oraz powiązane kampanie, przemoc i molestowanie w świecie pracy, w tym przemoc i molestowanie ze względu na gender, są wszechobecne na całym świecie. Trzeba zwiększyć wysiłki w zakresie prewencji oraz zapewnić ofiarom należytą ochronę”[2]. Jak słusznie zauważono, Konwencja dotyczy pewnych dziedzin unijnego prawa, ale Unia Europejska nie może do niej przystąpić, ponieważ sygnatariuszami Konwencji mogą być tylko państwa. Jednocześnie stwierdzono, że treść Konwencji nie budzi obaw w świetle istniejącego dorobku UE. W angielskim tłumaczeniu wniosku Komisji także posłużono się terminem „gender-based violence”.
Wnioski
Konwencja stanowi niewątpliwie istotny z punktu widzenia ofiar przemocy i molestowania w miejscu pracy krok w kierunku przeciwdziałania tego rodzaju haniebnym praktykom, niezależnie od wszystkich czynników towarzyszących, takich jak podstawa zatrudnienia, sektor, cechy dotyczące sprawcy czy pokrzywdzonego. Konieczność przeciwdziałania wszelkim negatywnym zjawiskom występującym w miejscu pracy, takim jak molestowanie, mobbing czy przemoc wymaga jednoznacznej i skutecznej odpowiedzi ze strony zarówno ustawodawcy, jak i wymiaru sprawiedliwości. W demokratycznym państwie prawnym nie ma miejsca na próby naruszenia tak podstawowego przymiotu człowieka, jakim jest godność ludzka. Niemniej, Konwencja, poprzez fakt wprowadzenia ideologicznych treści, może okazać się kontrskuteczna.
Istotą teorii gender jest redefinicja podstawowych pojęć prawnych, a sama teoria opiera się na założeniu, że deklaracja jednostki odnosząca się do jej samoidentyfikacji z określoną „płcią kulturową” ma wywołać określone skutki prawne. W ten sposób, deklaracja biologicznego mężczyzny, że utożsamia się z płcią żeńską może skutkować przyznaniem mu szczególnych – zarezerwowanych dla kobiet – przywilejów (i odwrotnie). Można sobie łatwo wyobrazić, że ustanowienie pewnych przywilejów przez pracodawcę w miejscu pracy dla kobiet, docelowo służących ich ochronie, może okazać się kontrskuteczne, jeżeli termin „kobieta” będzie interpretowany w oderwaniu od kryterium biologicznego. Ponadto, w przypadku ewentualnych planów przystąpienia Polski do Konwencji i implementacji pojęcia „płci społeczno-kulturowej” (ang. gender) może pojawić się szereg problemów. W prawie polskim brak jest podstaw do wyróżnienia więcej niż dwóch płci. Już na poziomie konstytucyjnym mowa jest wyłącznie o kobietach i mężczyznach. Art. 18 Konstytucji RP stanowi m.in., że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny" znajduje się „pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej". Art. 33 ust. 1 ustawy zasadniczej stwierdza natomiast, że: „kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym", a ust. 2 wskazanego artykułu stanowi: „kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń". Zasadę binarności płci w prawie polskim potwierdza także utrwalone orzecznictwo Sądu Najwyższego. Spośród starszych rozstrzygnięć wskazać należy na uchwałę SN z dnia 25 lutego 1978 r., III CZP 100/77, w której stwierdzono, że "(...) prawo uznaje tylko dwie płci: męską i żeńską".
Julia Książek – analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris