Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej iod@ordoiuris.pl

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Ostatnia deska ratunku dla zrozpaczonych rodzin

Bezpodstawna ingerencja urzędników, którzy wchodzą z butami w życie kochającej się rodziny, rozdzielając ją, często stanowi dla rodziców tak wielki szok, że nie są w stanie sami odnaleźć się w labiryncie skomplikowanych przepisów. Nie spodziewając się podobnych kłopotów, rodzice nie znają swoich praw i nie są w stanie wygrać z bezdusznymi urzędnikami bez pomocy profesjonalnych prawników. W wielu przypadkach dzieci siłą wyrwane z rodzinnego domu doświadczają tak silnych emocji, że potem przez długie lata nie mogą poradzić sobie z traumą. Jedna z matek opowiadała mi, jak po powrocie z domu dziecka, jej syn za każdym razem, gdy ktoś przychodził do ich domu w odwiedziny, chował się pod stół w obawie, że to po raz kolejny urzędnicy przyszli zabrać go od rodziców. Straszliwe przeżycia z dzieciństwa boleśnie naznaczają później dorosłe życie tych dzieci.

 

Pomogliśmy sześcioosobowej rodzinie

Kilka miesięcy temu informowaliśmy o sprawie sześcioosobowej rodziny z Grójca, która spędziła Święta Bożego Narodzenia razem tylko dlatego, że sąd uwzględnił wniosek o urlopowanie czwórki rodzeństwa w wieku od 4 do 8 lat. Dziś ta sprawa znalazła swój szczęśliwy finał! Dzieci naszych beneficjentów po ponad rocznej rozłące wróciły na stałe do swojego rodzinnego domu.

Podobnie jak w wielu innych sprawach, przyczyną kłopotów rodziny były bezpodstawne oskarżenia nauczycieli. To z tego powodu dzieci zostały zabrane z domu, a rodzice przez miesiące musieli dowodzić swej niewinności. Pomimo rozłąki, wszyscy starali się podtrzymać więzi rodzinne. Rodzice odwiedzali czwórkę maluchów w każdej wolnej chwili. Nie powstrzymały ich przed tym trudności związane ze znaczną odległością pomiędzy domem a placówkami, do których trafiły dzieci, brak własnego auta oraz dodatkowe koszty związane z podróżą. Dzieci podczas odwiedzin rodziców okazywały im przywiązanie, wyrażały tęsknotę oraz pytały o to, kiedy będą mogły w końcu wrócić do domu. Tymczasem sąd przez ponad rok nie wyznaczał nawet terminu pierwszej rozprawy!

Włączając się do sprawy, szybko zasypaliśmy sąd dowodami zaprzeczającymi zarzutom. Wskazaliśmy, że pedagodzy z nowych placówek dzieci pozytywnie oceniają rodziców. Podkreśliliśmy, że rodzice rozpoczęli terapię psychologiczną oraz na swój wniosek nawiązali współpracę z asystentem rodziny. Nasze działania doprowadziły do dwukrotnego urlopowania dzieci do domu, a następnie do stwierdzenia przez sąd braku podstaw do odebrania dzieci.

To jednak nie koniec epopei krzywd. Chociaż sąd uznał, że nie należy dzieci odbierać, to nie uchylił wcześniejszego postanowienia o umieszczeniu czwórki dzieci w pieczy zastępczej. W rezultacie rodzeństwo było skazane na przebywanie w placówce jeszcze przez kolejny miesiąc. Sytuację, w jakiej znalazły się dzieci można porównać do uniewinnienia oskarżonego przez sąd i jednocześnie braku uchylenia wobec niego aresztu. Tylko w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze stęsknionymi dziećmi, które nic złego nie zrobiły! Dopiero nasze kolejne ponaglenie spowodowało, że sąd w końcu pozwolił rodzeństwu wrócić do domu.

Na przykładzie tej jednej spawy widać, jak bardzo potrzebne jest nasze wsparcie. Gąszcz procedur, złośliwość urzędników, błędy sędziów – to wszystko zbyt wiele dla zwykłej, wielodzietnej rodziny. Dopiero zespół doświadczonych prawników mógł doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca i zminimalizować szkody psychiczne dla dzieci oraz cierpienia pełnych poczucia bezsilności wobec systemu rodziców.

Pomagamy rodzicom, którzy są bezpodstawnie oskarżani o złe traktowanie dzieci

W ostatnim czasie pomogliśmy też rodzicom spod Świdnika. Kłopoty rodziny zaczęły się, gdy nastoletnia córka przygotowała fotomontaż zdjęć uczniów ze swojej klasy, co nie spodobało się jej kolegom i koleżankom. Choć nastolatka zrozumiała, że jej postępowanie było niewłaściwe, to inni uczniowie zaczęli się z niej wyśmiewać, co negatywnie odbiło się na jej stanie psychicznym oraz wynikach w nauce. Szkoła skierowała nastolatkę do psychologa i pedagoga. Okazało się, że dziecko ma myśli samobójcze oraz okalecza się.

Władze szkoły wezwały matkę dziewczyny i zawiadomiły ją o sytuacji. W pierwszej reakcji przerażona kobieta zaczęła się kłócić z córką, co nauczyciele zinterpretowali jako dowód na to, że matka znęca się psychicznie nad dzieckiem. Doprowadzili do wszczęcia postępowania rodzinnego oraz zawiadomili o sprawie policję, która rozpoczęła procedurę tzw. Niebieskiej Karty. Reprezentując rodziców przedłożyliśmy sądowi dowody przeczące podejrzeniom szkoły. Wskazywaliśmy, że w rodzinie panują dobre relacje. Rodzice wspierają córkę w rozwiązywaniu jej problemów oraz w nauce. Nastolatka odbywa terapię u psychologa. Sąd uwzględnił nasze wnioski dowodowe i stwierdził, że w sprawie nie ma podstaw do ingerencji we władzę rodzicielską, gdyż rodzice odpowiednio zajmują się córką.

Kompleksowa opieka prawna Ordo Iuris przyczyniła się do pozytywnego zakończenia sprawy małżeństwa z Białogardu, które adoptowało trójkę rodzeństwa. Najstarszy, 10-letni chłopiec ciężko znosił problemy z „moczeniem się” w łóżku. Naopowiadał w szkole, że jest źle traktowany w domu, gdyż rodzice mają go wiązać i zmuszać do prania bielizny. Sąd skierował rodziców na warsztaty podnoszące kompetencje wychowawcze i przydzielił rodzinie kuratora. Interweniując w sprawie, wykazaliśmy, że w domu nie dochodzi do sytuacji patologicznych. Sąd uznał słuszność naszych argumentów i zakończył postępowanie, zachowując rodzicom pełną władzę rodzicielską.

Pomagamy również samotnej matce z Wodzisławia Śląskiego, która wychowuje trójkę niepełnoletnich dzieci. Przyczyną problemów tej rodziny było agresywne zachowanie najstarszego, dorosłego syna, które doprowadziło do wszczęcia wobec matki postępowania rodzinnego. Wsparcie prawników Ordo Iuris pomogło kobiecie uporządkować sytuację rodzinną. Starszy syn nie mieszka już z matką i rodzeństwem. Matka natomiast rozpoczęła kurs podnoszący kompetencje wychowawcze oraz podjęła współpracę z kuratorem i asystentem rodziny, którzy wskazują, że dzieci powinny zostać w domu.

Polskie rodziny wracają do Ojczyzny w obawie przed zagranicznymi urzędami ds. dzieci

Po pomoc do naszych prawników zgłaszają się także polskie i cudzoziemskie rodziny, które uciekają do Polski przed zagranicznymi urzędami ds. dzieci i młodzieży, które bezpodstawnie odbierają dzieci rodzicom, utrudniają kontakt, a następnie – uznając, że więzy pomiędzy rodzicami i dziećmi uległy osłabieniu – pozbawiają praw rodzicielskich. Co ciekawe, tuż przed Świętami Wielkiej Nocy udzieliliśmy pomocy prawnej Polce, która z dziećmi uciekła do naszego kraju przed niemieckim Jugendamt.

Wcześniej skutecznie obroniliśmy rodzinę z Braniewa, która wróciła do Ojczyzny w obawie przed Barnevernet – norweskim urzędem ds. dzieci i młodzieży. Małżeństwo wychowuje trzy córki (w wieku od 7 do 15 lat), które zostały im odebrane w Norwegii z powodu bezpodstawnego oskarżenia o przemoc. Najmłodsze dziecko dostało się pod opiekę rodziny zastępczej, która je zaniedbywała. Zamiast zawieść wymiotującą dziewczynkę do lekarza, jej opiekunowie kazali dziecku chodzić z wiaderkiem i sprzątać po sobie. Siedmiolatka do dziś zmaga się z poważnymi zaburzeniami jelitowo-żołądkowymi, które są skutkiem nieudzielenia jej pomocy medycznej. Średnia córka trafiła pod opiekę kobiety, która w lodówce miała więcej alkoholu niż jedzenia oraz „prowadziła rozrywkowy tryb życia”. Z kolei piętnastolatkę umieszczono w ośrodku dla nieletnich, gdzie była dręczona przez rówieśników.

Gdy norweski sąd pozwolił dzieciom na powrót do rodziców, okazało się, że dziewczynki są wychudzone i mają objawy zespołu stresu pourazowego. W trosce o dobro córek ich rodzice zdecydowali się na powrót do Polski. Niestety urzędnicy Barnevernet nie dali rodzinie spokoju i wysłali do polskich władz list, w którym skarżyli się na rodziców z Braniewa. W piśmie nie wspomniano jednak, że norweski sąd stanął po stronie rodziny. W oparciu o donos Barnevernet, Sąd Rejonowy w Braniewie rozpoczął postępowanie rodzinne. Reprezentując w nim rodziców, dowiedliśmy, że oskarżenia Barnevernet mijają się z prawdą. Sąd przychylił się do naszego stanowiska, kończąc sprawę.

Każda sprawa rodzinna to osobna tragedia, która może negatywnie naznaczyć dalsze życie rodziców i dzieci. Dlatego tak ważne jest zapewnienie każdej rodzinie wsparcia prawnego.

Wielu zgłaszających się do Ordo Iuris rodziców ze łzami w oczach opowiada prawnikom Instytutu, że jesteśmy dla ich rodzin ostatnią deską ratunku, gdyż wcześniej wielokrotnie odbijali się od drzwi do drzwi bez otrzymania pomocy.

 

Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris

Czytaj Więcej

Patriotyzm gospodarczy a polityka Unii Europejskiej. Nowy cykl Ośrodka Analiz Cegielskiego i Ordo Iuris

Z działaniami Unii Europejskiej wiąże się szereg zagrożeń dla polskich interesów gospodarczych. W tym kontekście ważna pozostaje edukacja młodego pokolenia oraz uświadamianie społeczeństwa co do znaczenia ich codziennych wyborów konsumenckich. Decydując w kwestii codziennych zakupów, inwestycji kapitału czy nawet zatrudniania pracowników, jednostki i przedsiębiorcy kierować się powinni nie tylko swoim osobistym interesem, lecz także interesem narodowym. Jak wskazuje Jacek Trych w tekście „Patriotyzm gospodarczy” opublikowanym w ramach cyklu analiz „Polityka Unii Europejskiej a sprawy polskie”, wytworzenie swoistej „mody na patriotyzm gospodarczy” może nie tylko wpłynąć na wzrost policzalnych korzyści gospodarczych dla Polski (lub nawet uniezależnić nieco bardziej rządzących od nacisków konkurencyjnych gospodarek), ale także przyczynić się do pełniejszego odkrywania kultury i tradycji oraz czerpania z nich, co dodatkowo umocni polską tożsamość narodową.

 

PRZECZYTAJ TEKST - LINK

 

Interes jednostki czy wspólne dobro?

 

Ponadnarodowe organizacje takie jak np. Organizacja Narodów Zjednoczonych czy Unia Europejska coraz częściej wspierają postawy zakotwiczone w silnie akcentowanej wolności indywidualnej oraz atomizacji społeczeństwa. Używanie przez tego rodzaju podmioty wpływów gospodarczych, politycznych i instrumentów prawnych przekłada się na zmiany społeczne. Kolejne bowiem narody, w tym Polacy, ulegają nowo kreowanym trendom. Tego typu postawy wydają się być sprzeczne z właściwie pojmowanym dobrem wspólnym i dobrem narodu. Decyzje każdego obywatela, bez względu na jego status materialny czy społeczny, powinny bowiem uwzględniać nie tylko interesy jednostki, ale także budowanie dobrobytu całego narodu. Tylko taka optyka pozwala na tworzenie silnego, niezależnego i dostatniego państwa w długoterminowej perspektywie.

 

Ograniczenia polityki maksymalizującej korzyści dla Polski

 

Ograniczeniem dla pełnej realizacji postulatów patriotyzmu gospodarczego są konflikty interesów występujące pomiędzy państwami. Niekiedy przyjmują one także pozór konfliktu między państwem a organizacją ponadnarodową, na przykład Unią Europejską. Jednak bliższa analiza tego rodzaju przypadków pokaże, że w istocie spór wynika z konfliktu interesów państw, a organizacja międzynarodowa jest jedynie parawanem, za którym mogą ukryć się rzeczywiste grupy wpływu. Przykładem takich działań są chociażby liczne sprzeciwy niektórych sąsiadów Polski wobec realizacji kluczowych inwestycji infrastrukturalnych w naszym kraju, motywowane rzekomą ochroną środowiska. Zdarza się, że spory między państwami przenoszone są na forum organizacji międzynarodowej, jak miało to miejsce chociażby w przypadku próby wymuszenia zamknięcia kopalni w Turowie.

 

Politycy wybrani przez naród do sprawowania władzy w Polsce muszą na co dzień mierzyć się także z innymi ograniczeniami polityki ukierunkowanej na bezkompromisową korzyść Polski. Nie tylko podmioty, których aktywność postrzegana jest w niektórych środowiskach jako wroga interesom Rzeczypospolitej (por. zmiany traktatowe w Unii Europejskiej mogące doprowadzić do istotnego ograniczenia suwerenności Polski[1]) są w stanie limitować kierunek polskiej polityki. Do tej grupy zaliczyć należy także hegemona światowego – Stany Zjednoczone Ameryki, których interes, chociażby w obszarze stabilizacji sytuacji politycznej i gwarancji bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej, może istotnie odbiegać od interesów polskich, a na pełne uniezależnienie się w tym zakresie od atlantyckiego patrona Polska pozwolić sobie (jeszcze?) nie może. Czynnikiem, który z jednej strony wiąże mocniej interesy USA i Polski, a z drugiej ogranicza możliwości swobodnego prowadzenia polityki gospodarczej, jest coraz większa obecność na polskim rynku międzynarodowych korporacji, w tym tych największych ze Stanów, które zyskują znaczącą pozycję w kluczowych sektorach gospodarki, na przykład w bankowości czy mediach[2]. Jak zatem widać, gdy idzie o pieniądze i geopolitykę nie zawsze łatwo odróżnić sojuszników od konkurentów – nawet, gdy jesteśmy przyjaciółmi z kręgu Unii Europejskiej czy Paktu Północnoatlantyckiego (NATO).

 

 

****************

 

Nowy cykl analiz przygotowany we współpracy Ośrodka Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych imienia Hipolita Cegielskiego oraz Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris ma na celu przybliżenie zainteresowanym czytelnikom zagrożeń, jakie wypływają dla polskich interesów z aktualnie realizowanej polityki Unii Europejskiej. Już za pięć tygodni Polacy będą mogli choć po części wziąć sprawy w swoje ręce. Warto wówczas uwzględnić nie tylko partykularny interes głosującego, lecz także właściwie pojmowany interes Polski i dobro wspólne. Ufam, że publikacje ukazujące się w najbliższych tygodniach przyczynią się do głębszego zrozumienia gospodarczych konsekwencji (pozytywnych i negatywnych) dla Polski płynących z naszej obecności w Unii Europejskiej.

 

Łukasz Bernaciński - członek Zarządu Ordo Iuris

 

Analizy publikowane będą na stronie internetowej Ośrodka Analiz Cegielskiego www.osrodekanaliz.pl oraz Instytutu Ordo Iuris www.ordoiuris.pl.

 

 
 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

26.04.2024

Farmaceuta nie ma prawa przeprowadzenia wywiadu w celu wydania tabletki „dzień po”

Już 1 maja ma wejść w życie rozporządzenie Minister Zdrowia w sprawie programu pilotażowego opieki farmaceuty sprawowanej nad pacjentem w zakresie zdrowia reprodukcyjnego. Projekt rozporządzenia obejmuje zapowiadany przez szefową resortu zdrowia tzw. plan B – czyli rozwiązania mające umożliwiać sprzedaż dzieciom poniżej 18 roku życia tabletek tzw. antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Ma to związek z zawetowaniem przez Prezydenta RP zmierzającej w tym kierunku nowelizacji ustawy prawo farmaceutyczne. Ministerialny „plan B” opiera się na założeniu, że tzw. pigułki „dzień po”, które obecnie są „wydawane z przepisu lekarza” (zgodnie z art. 23a ust. 1 pkt 2 prawa farmaceutycznego), będą sprzedawane młodzieży na podstawie wywiadu przeprowadzonego przez farmaceutę (§5 ust. 1 projektu rozporządzenia) i wystawionej przez niego tzw. recepty farmaceutycznej (§5 ust. 2 projektu rozporządzenia). Problem w tym, że polskie prawo nie przewiduje możliwości przeprowadzania wywiadu przez farmaceutę w celu sprzedaży pacjentowi produktu o kategorii dostępności „wydawane z przepisu lekarza”.     

Czynności, do których uprawnieni są farmaceuci

Czynności, do wykonywania których uprawnieni są farmaceuci w ramach wykonywania zawodu, wymienione są w ustawie o zawodzie farmaceuty[1]. Zgodnie z art. 4 tej ustawy, wykonywanie zawodu farmaceuty ma na celu ochronę zdrowia pacjenta oraz ochronę zdrowia publicznego i polega między innymi na sprawowaniu opieki farmaceutycznej. Ustęp 2 tego przepisu definiuje ją jako świadczenie zdrowotne w rozumieniu art. 5 pkt 40 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych[2], udzielane przez farmaceutę i stanowiące dokumentowany proces, w którym farmaceuta, współpracując z pacjentem i lekarzem prowadzącym leczenie pacjenta, a w razie potrzeby z przedstawicielami innych zawodów medycznych, czuwa nad prawidłowym przebiegiem indywidualnej farmakoterapii. Ustęp 3 tego przepisu wskazuje, że wykonywanie zawodu farmaceuty polega również na udzielaniu usług farmaceutycznych, do których ustawa zalicza między innymi przeprowadzanie wywiadu farmaceutycznego.

 

Specyfika wywiadu farmaceutycznego

 

Artykuł 3 pkt 8 ustawy o zawodzie farmaceuty określa „wywiad farmaceutyczny” jako „działanie farmaceuty polegające na uzyskaniu od pacjenta informacji niezbędnych do wyboru właściwego produktu leczniczego o kategorii dostępności, o której mowa w art. 23a ust. 1 pkt 1 ustawy (…) Prawo farmaceutyczne (…) oraz na udzieleniu porady w zakresie stosowania produktów leczniczych lub rekomendacji konsultacji lekarskiej”. Kategoria dostępności produktu leczniczego wymieniona w tej definicji to produkty „wydawane bez przepisu lekarza - OTC” (art. 23a ust. 1 pkt 1 prawa farmaceutycznego[3]). Wynika z tego jasno, że, zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawowymi, farmaceuci uprawnieni są do przeprowadzania uprzedzających dobór leków wywiadów z pacjentami, jednak mają być to wyłącznie wywiady farmaceutyczne, ustawa o zawodzie farmaceuty nie przewiduje bowiem, aby farmaceuta był uprawniony do przeprowadzenia wywiadu innego niż farmaceutyczny. Przytoczone wyżej przepisy określają też wybór jakich produktów może być poprzedzony wywiadem farmaceutycznym – mają być to wyłącznie produkty wydawane bez recepty lekarskiej (kategoria „OTC”), do których nie należą tabletki do stosowania jako tzw. antykoncepcja awaryjna (produkty te mają kategorię „wydawane z przepisu lekarza”). Innymi słowy, z ustawy o zawodzie farmaceuty wynika, że farmaceuta nie ma uprawnień do przeprowadzenia wywiadu, który służyłby wydaniu pacjentowi środka posiadającego status produktu leczniczego o kategorii dostępności „wydawane z przepisu lekarza”, a takim właśnie środkiem na podstawie wciąż obowiązującego art. 23a ust. 1a prawa farmaceutycznego są tabletki służące do stosowania w antykoncepcji, w tym tabletki „dzień po”.  

Bezprawne rozwiązania przewidziane w projekcie rozporządzenia

Proponowane przepisy projektu rozporządzenia Ministra Zdrowia są więc sprzeczne z obowiązującymi przepisami ustawowymi. Ich stosowanie (w przypadku wejścia w życie) naraża farmaceutów na odpowiedzialność prawną. Warto też zastanowić się nad możliwymi szerszymi konsekwencjami uznania takich rozwiązań – jeżeli farmaceuci mogliby teraz przeprowadzać wywiady z pacjentami i wydawać im również inne leki „wydawane z przepisu lekarza” na podstawie wystawionych przez siebie recept, czy w istocie nie wykonywaliby czynności zarezerwowanych dla lekarzy? Na to pytanie należy udzielić odpowiedzi twierdzącej, przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że obowiązujące prawo takich sytuacji nie dopuszcza, przewidując nawet odpowiedzialność karną.

Instytut Ordo Iuris przygotowuje analizę prawną całości projektu rozporządzenia Ministra Zdrowia. Publikacja analizy jeszcze w kwietniu.  

 

R.pr. Katarzyna Gęsiak - dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris

 

 
Czytaj Więcej
Edukacja

24.04.2024

Co zrobić, gdy na szkolnych korytarzach wiszą „tęczowe" flagi oraz plakaty promujące treści ruchu LGBT?

Z sytuacjami podobnymi do przedstawionej może spotkać się wielu rodziców dzieci uczęszczających do polskich szkół. Mogą one wynikać z jednej strony z tego, że dyrektorzy placówek nie zawsze pamiętają o ustawowych obowiązkach warunkujących dopuszczenie podmiotów zewnętrznych do działalności w szkole. Z drugiej – pośrednią przyczyną może być także bierność rodziców oraz brak wiedzy o swoich uprawnieniach i możliwościach oddziaływania na szkolną rzeczywistość. Jak powinni się w takich okolicznościach zachować rodzice, którzy nie zgadzają się na promowanie treści stanowiących emanację postulatów ruchu LGBT w przestrzeni szkolnej oraz jak zapobiegać tego rodzaju sytuacjom?

 

Kiedy organizacje mogą działać w szkole?

 

Po pierwsze należy pamiętać, że istnieje możliwość wystąpienia do dyrektora szkoły z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej w zakresie dopełnienia procedury z art. 86 ust. 2 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. – Prawo oświatowe[1] (dalej: PrOśw).

 

Działalność na terenie szkoły podmiotów zewnętrznych musi być bowiem uzgodniona z dyrektorem, przy czym decyzja ta musi być poprzedzona pozytywną opinią rady szkoły lub placówki i rady rodziców. Obecność w szkole stowarzyszenia lub organizacji (a także osoby fizycznej spoza placówki) należy przy tym rozumieć bardzo szeroko. Może być nią również rozpowszechnianie różnego rodzaju materiałów promocyjnych przez organizacje zewnętrzne, np. w postaci plakatów informacyjnych czy ulotek, szczególnie jeśli zostały one dostarczone do szkoły przez wolontariuszy lub aktywistów tych organizacji.

 

Jeżeli zaś mamy do czynienia z treściami prezentowanymi, np. na szkolnej gazetce, z inicjatywy samorządu uczniowskiego czy rady pedagogicznej, warto, by rodzice przypomnieli, że promowanie seksualności osób o skłonnościach homoseksualnych czy ideologii „trans", może doprowadzić do powstania podobnych rozterek co do własnej seksualności czy tożsamości u uczniów, u których do tej pory takie rozterki nie występowały[2]. Przeciwdziałanie przemocy rówieśniczej oraz dyskryminacji nie oznacza zaś promowania treści, które mogą stanowić zagrożenie dla niezakłóconego rozwoju psychoseksualnego dzieci uczęszczających do szkoły.

 

Co więcej, dyrektor szkoły oraz nauczyciele powinni liczyć się ze zdaniem rodziców co do tego, jakie treści mają być prezentowane na szkolnym korytarzu, gazetce szkolnej, czy też poruszane na godzinie wychowawczej. Zgodnie bowiem z prawem oświatowym, system oświaty jedynie wspiera wychowawczą rolę rodziny[3], a ponadto, to rodzicom przysługuje pierwszeństwo wychowawcze względem swoich dzieci[4]. Więcej na ten temat można przeczytać w eseju „Obowiązkowa edukacja seksualna w polskich szkołach?".

 

Wpływ rodziców na statut i program

 

Podkreślić zarazem należy, że, zgodnie z art. 84 ust 1 PrOśw, „rada rodziców może występować do dyrektora i innych organów szkoły lub placówki, organu prowadzącego szkołę lub placówkę oraz organu sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach szkoły lub placówki”. Rada rodziców może również zwrócić się do dyrektora szkoły o zmianę statutu szkolnego. Statut szkoły reguluje zaś takie kwestie, jak cele i zadania szkoły wynikające z przepisów prawa oraz sposób ich wykonywania, organy szkoły oraz ich szczegółowe kompetencje, a także szczegółowe warunki współdziałania organów szkoły oraz sposób rozwiązywania sporów między nimi czy też zasady właściwego zachowania uczniów wobec nauczycieli i innych pracowników szkoły oraz pozostałych uczniów[5]. Organem, który uchwala statut lub jego zmiany jest zaś rada szkoły (o ile została w danej szkole powołana), w skład której wchodzą w równej liczbie przedstawiciele nauczycieli, uczniów[6] i rodziców uczniów[7]. Powstanie rady szkoły lub placówki organizuje dyrektor szkoły lub placówki z własnej inicjatywy albo na wniosek rady rodziców[8].

 

Również rada rodziców uchwala, w porozumieniu z radą pedagogiczną (tworzoną przez nauczycieli i dyrektora), program wychowaczo-profilaktyczny, który obejmuje treści i działania o charakterze wychowawczym skierowane do uczniów oraz treści i działania o charakterze profilaktycznym skierowane do uczniów, nauczycieli i rodziców[9]. Program ten może mieć istotne znaczenie w kwestii promocji określonych treści w przestrzeni szkolnej, organizowanych wydarzeń czy tematów poruszanych na lekcji wychowawczej.

 

Reasumując, nie do przecenienia jest aktywność środowiska rodzicielskiego, które powinno angażować się w życie szkoły, w szczególności za pośrednictwem rady szkoły oraz rady rodziców. Oczywiście w sytuacji działalności na terenie szkoły organizacji promujących szkodliwe dla młodzieży treści, warto zwrócić uwagę na dopełnienie przepisów prawa oświatowego przez dyrektora szkoły, co może zablokować wejście do szkół podmiotów zewnętrznych wbrew woli rady rodziców oraz poszczególnych rodziców.

 

Dla rodziców dzieci w wieku szkolnym pomocne mogą okazać się również przygotowane przez Ordo Iuris materiały o prawach rodziców w szkole, w tym złożenie wychowawczego oświadczenia rodzicielskiego, które przypomni dyrektorowi szkoły oraz zatrudnionym w niej nauczycielom o prawach rodzica względem swojego dziecka uczęszczającego do danej placówki. Oświadczenie takie porządkuje również zasady współpracy szkoły z rodzicem, zwłaszcza w kwestii informacyjnej, co pozwoli uniknąć niedomówień i nieprzyjemnych sytuacji, jakie mogą powstać w wyniku udziału dziecka w różnego rodzaju wydarzeniach organizowanych przez szkołę bez wiedzy i zgody rodzica.

 

 

R.pr. Marek Puzio – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

 

 
 
Czytaj Więcej

Prawda o „zmianie płci”. Ujawniono kulisy działań lobby gender i LGBT

Wierzę w to, że już niedługo genderowa ideologia poniesie sromotną klęskę na całym świecie a w podręcznikach szkolnych nasze dzieci będą uczyć się o minionej, mrocznej epoce, w której chirurgicznie i hormonalnie okaleczano setki tysięcy dzieci… w imię dyktatu pseudonauki gender i politycznej poprawności. Ale żeby tak się stało, musimy dzisiaj stawiać opór ideologom oraz ujawniać ich prawdziwe intencje. Przez lata nasze przestrogi przed genderowym krzywdzeniem najmniejszych były wyśmiewane przez główne media i wielu polityków. Ostatnie wydarzenia pozwalają nam ze spokojem powiedzieć „a nie mówiliśmy…” i raz jeszcze zaapelować do rządzących o jak najszybszy zakaz „tranzycyjnego” okaleczania dzieci.

 

Kłamstwa genderowych „specjalistów ujawnione”

W obronie dzieci zaczynają nas wyprzedzać… liberalne kraje Zachodu. W ubiegłym tygodniu angielska Sekretarz Zdrowia Victoria Atkins zapowiedziała w wystąpieniu przed Izbą Gmin w Londynie, że lekarze przepisujący dzieciom blokery dojrzewania będą traktowani jak przestępcy i mogą stracić prawo do wykonywania zawodu. Zakaz lub ograniczanie „tranzycji” nieletnich wprowadziła już między innymi Finlandia, Szwecja, Francja, Dania, Norwegia, Irlandia, Wielka Brytania oraz 19 stanów USA.

Najnowsze doniesienia pozwalają mieć nadzieję na to, że takich państw będzie wkrótce jeszcze więcej!

W ubiegłym miesiącu wyciekły prywatne rozmowy członków Światowego Stowarzyszenia Profesjonalistów na Rzecz Zdrowia Transseksualistów (WPATH) – jednej z najbardziej wpływowych organizacji genderowych. To właśnie ta organizacja tworzyła przez lata wytyczne „terapii” osób z zaburzeniami tożsamości płciowej, przekonując, że najskuteczniejszą metodą ich leczenia jest… afirmacja zaburzeń i bezpowrotne okaleczanie ciała w ramach tzw. tranzycji.

Na ich pseudonaukowe zalecenia powoływała się Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i Polskie Towarzystwo Seksuologiczne oraz genderowi aktywiści i lekarze czerpiący korzyści z okaleczania nieletnich – seksuolodzy, psychiatrzy, psychologie, endokrynolodzy.

Ci ludzie mieli realny wpływ na prawo i życie setek tysięcy ludzi na całym świecie!

Dziś wyszło na jaw, że wśród osób związanych z WPATH są członkowie forów dla pedofilów, sadystów i fetyszystów. Ale ujawnione materiały potwierdziły przede wszystkim, że członkowie organizacji doskonale wiedzą, że nie ma rzetelnych dowodów naukowych na to, że tranzycja pomaga osobom z zaburzeniami tożsamości płciowej. Lekarze, którzy publicznie przekonują, że dzieci mogą podejmować decyzję o bezpowrotnym okaleczaniu własnego ciała, w prywatnych rozmowach przyznawali, że dziecko nie jest w stanie zrozumieć, co robi.

Znajdują się tam też przerażające historie dzieci, którym zaczęto „zmieniać płeć” w wieku… 4 lat! Z upublicznionych danych dowiadujemy się o przypadkach ludzi chorych na depresję, zaburzenia lękowe, chorobę afektywną dwubiegunową czy syndrom stresu pourazowego, którzy zamiast otrzymać fachową pomoc psychologiczną, zostali poddani tranzycji. Jedna z członków stowarzyszenia opowiadała o pacjencie, który miał siedem różnych osobowości (alter ego), spośród których dwie były „bezpłciowe”, a jedna żeńska. Lekarz przyznaje, że dokonał operacji, bo większość głosów w głowie pacjenta „zgodziło się na operację”.

Wyciek korespondencji genderystów jedynie uzupełnia wyniki badań prowadzonych przez najpoważniejsze ośrodki na świecie. Przyznający Nagrodę Nobla z medycyny Institut Karolinska już wcześniej napisał, że badania promujące tranzycyjne okaleczanie nie były rzetelne, gdy uznawały te praktyki za eksperyment medyczny. Dlatego już od kilkunastu miesięcy wzywamy polski rząd do zatrzymania tego szaleństwa.

Najwyższy czas zakazać okaleczania polskich dzieci!

W ubiegłym roku przygotowaliśmy projekt ustawy, zakazującej przeprowadzania wszelkich zabiegów z zakresu „zmiany płci” na nieletnich, za co zostaliśmy zaatakowani nawet przez dziennik „Rzeczpospolita”, który pisał o naszym projekcie na pierwszej stronie.

Liczę na to, że ujawnione właśnie rozmowy genderowych lobbystów i pseudonaukowców przyniosą otrzeźwienie, ale zapewne nie możemy w tym względzie liczyć na przedstawicieli rządu. Jeszcze przed ubiegłorocznymi wyborami Donald Tusk deklarował, że jego partia ma gotowy projekt ustawy, który pozwoli na skrócenie i znaczne ułatwienie procedury „zmiany płci”.  

W tej sytuacji musimy się skupić na pracy u podstaw – na informowaniu młodych ludzi, rodziców i nauczycieli, że „zmiana płci” jest fałszywym rozwiązaniem problemów, bezpowrotnym okaleczeniem narządów płciowych, trwałym wydaniem się na łaskę i niełaskę farmaceutycznych koncernów…

Nasi eksperci występują w mediach i na konferencjach naukowych oraz prowadzą szkolenia dla rodziców i nauczycieli, podczas których odpowiadają na ich pytania dotyczące między innymi tego, jak obronić swoje dzieci przed propagandą LGBT w szkołach.

Pomagamy rodzicom i nauczycielom

W reakcji na liczne zapytania nauczycieli, opracowujemy poradnik prawny, w którym wskażemy, co mogą robić nauczyciele, gdy rodzice i dyrektorzy szkół usiłują ich zmusić do zwracania się do ucznia nieakceptującego własnej płci z użyciem imienia i zaimków właściwych dla płci przeciwnej. Pracujemy także nad „Vademecum Transseksualizmu”, w którym opiszemy mechanizm wykorzystywania przez lobby LGBT młodych ludzi z zaburzeniami własnej tożsamości.

Aby uzbroić rodziców i nauczycieli w bezcenną wiedzę na temat wdrażanej do szkół wulgarnej edukacji seksualnej, która sprzyja wzrostowi problemów z tożsamością płciową u nastolatków – przygotowaliśmy raport na temat edukacji seksualnej, w którym szczegółowo opisujemy jej korzenie, założenia oraz perwersyjne treści, jakie radykalni aktywiści chcą przekazywać polskim dzieciom w szkołach.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

23.04.2024

Carla Schmitta „Nomos ziemi”, czyli skąd biorą się trudności współczesnych liberałów w rządzeniu państwami

· „Nomos der Erde” (po polsku: „Nomos Ziemi”) Carla Schmitta to głębokie dzieło filozofii politycznej opublikowane w 1950 roku.

· W książce tej Schmitt, niemiecki prawnik i teoretyk polityki, bada pojęcie „nomosu”, słowa pochodzącego z języka greckiego i posiadającego wiele znaczeń. Jurysta definiuje je jako porządek przestrzenny lub „podział ziemi”, który rządzi ludzkim współistnieniem. Twierdzi, że nomos nie jest jedynie neutralną koncepcją prawną lub geograficzną, ale raczej fundamentalnym wymiarem porządku politycznego i władzy, odnoszącym się do wartości.

· Gdy rządzą współcześni europejscy liberałowie, w sferze politycznej na poziomie krajowym dochodzi do próby całkowitego wyrugowania wartości związanych z historią i tradycją narodu, a na poziomie europejskim mamy do czynienia z zanegowaniem i zaprzeczeniem wartości europejskich.

· Od kiedy premierem Polski został Donald Tusk, zdają się urzeczywistniać prorocze słowa Schmitta o tym, że liberałowie i pseudo-liberałowie nie nadają się do rządzenia państwem, bo nie są w stanie nawet podjąć decyzji, a co dopiero wziąć za nie odpowiedzialność. W polskiej koalicji rządzącej dochodzi bowiem do nieustannych sporów, niekończących się dyskusji i potyczek ideologicznych.

· Oderwanie od wartości, ale też od przyjętego powszechnie nomosu, który służył Europie i światu od lat, będzie obfitowało w tragiczne skutki, o czym Schmitt pisał już wiele lat temu, a co zaczynamy obserwować już dzisiaj.

 

Czym jest nomos?

 

Schmitt w swojej książce[1] śledzi rozwój nomosu od starożytnej Grecji do wczesnej epoki nowożytnej, koncentrując się na powstaniu ius publicum Europaeum, europejskiego prawa publicznego, które pojawiło się w XVII wieku. Twierdzi on, że ten system prawa, oparty na zasadach suwerenności i terytorialności, stworzył względnie stabilny porządek w Europie na wiele stuleci.


Schmitt ostrzega jednak, że nomos nie jest porządkiem stałym i wiecznym, ale raczej dynamicznym i warunkowym. Twierdzi, że jest on nieustannie kwestionowany i przekształcany przez nowe wydarzenia polityczne, gospodarcze i technologiczne. Carl Schmitt wierzy, że we współczesnej erze nomos ziemi znajduje się w stanie kryzysu, ponieważ siły globalizacji i deterytorializacji grożą podważeniem tradycyjnego porządku państw i terytoriów.


Nomos rozumiany jest jako przestrzenny porządek ludzkiego współistnienia. Schmitt argumentuje, że nomos nie jest po prostu pojęciem prawnym, ale raczej fundamentalnym wymiarem porządku politycznego i władzy. Jest to porządek przestrzenny, który określa, w jaki sposób ludzie odnoszą się do siebie nawzajem i do ziemi, którą zamieszkują. Schmitt argumentuje, że nomos ziemi jest kruchym i niestabilnym porządkiem, który obecnie podupada. Jako zagrożenia dla nomosu ziemi postrzega rozwój globalizacji, organizacji międzynarodowych i interwencji humanitarnych. Schmitt uważa, że trendy te prowadzą do nowego globalnego porządku, który jest mniej stabilny i bardziej niebezpieczny niż stary porządek.

 

 

*

 

„Ach gdybyż narodów na świecie nie było,
Jak nam by się wtedy szczęśliwie tu żyło!
Dla dobra człowieka, dla szczęścia ludzkości
Złączonej w potężnym uścisku miłości,
Aż z trzaskiem pękałyby kości[2]”.

 

To, dlaczego współcześnie znaczenie nomosu jest tak istotne, związane jest z innym pojęciem, właściwie z jednym z najbardziej kluczowych w dorobku Schmitta, a mianowicie das Politische. Zwrot ten jest trudny do przetłumaczenia na język polski; zazwyczaj tłumaczy się je jako „polityczność[3]”. W opozycji do liberalizmu, ale też uwypuklając to, co zaczęło się po II wojnie światowej ze światem zachodnim i trwa nadal, Schmitt pokazuje, jak powoli dochodzi do oderwania znaczenia państwa dla obywatela i obywatela dla państwa. Zamiast celem i ideą, państwo stało się instrumentem, na którym można wygrywać przeróżną melodię (najczęściej oczywiście ekonomiczną). Jest jedynie środkiem do celu. Co za tym idzie, przestaje się mówić o narodach, a zaczyna się mówić o społeczeństwach. Carl Schmitt przestrzega przed takiego rodzaju rozwinięciem sytuacji nie tylko dlatego, że jest liberalizmowi przeciwny, ale także dlatego, iż wie, że polityka nie znosi lub nawet nie zna próżni.

 

To jeszcze nie jest ogólnoświatowy problem, a poza tym ktoś mógłby powiedzieć, że przecież istnieją ludzie niezwiązani w żaden sposób ze swoimi państwami. Jednakże, nawet oni powinni się mieć na baczności, kiedy słyszą imperialne trąby i zunifikowane godła, pod którymi powiewają sztandary – oczywiście takie same dla wszystkich. Szalony i drapieżny władca świata nie zatrzymuje się bowiem na stanowieniu o ideach i wartościach, ale zawłaszcza sobie ludzkość, z jej prawami – tak, prawami człowieka, które odtąd zdają się być już „prawami ludzkości”, a więc w swojej istocie bezprawiem. Narzuca się nam pojęcia nieostre, które nie tylko zakrzywiają cały obraz systemu prawnego, ale rozmywają samą jego istotę i przemycają między wierszami pewną retorykę. Debacie o państwie nadają charakter nie tyle polityczny, co ideologiczny. Polega to na tym, że ci, którzy głoszą aksjologiczną neutralność prawa, są w istocie nie tylko swoistymi komisarzami w służbie pewnych idei, ale także zagarniają całe połacie definicji, rozszerzając swoje wpływy w sposób pozornie niewinny, często nawet niezauważalny.

 

Carl Schmitt podkreślał, że tak jak współcześnie imię Boga jest nadużywane, podobnie nadużywany jest termin ludzkość, a ten, kto mówi o ludzkości, kłamie[4]. Nie da się prawodawstwem objąć całego świata, nie tylko ze względu na odrębności kulturowe i narodowe, ale właśnie z uwagi na nomos, który kształtuje się w sposób naturalny i organiczny. Są państwa o słabszej tożsamości, które nie przetrwają tej próby. Co w sytuacji, kiedy narodowość jest systematycznie wykorzeniana, niszczona, a ten, który te ciosy zadaje, twierdzi, że broni w ten sposób ludzkości, na przykład przed często błędnie eksploatowanym ostatnimi czasy faszyzmem? Carl Schmitt nie dożył do XXI wieku, aby tę sprawę skomentować. Można jedynie zadać sobie pytanie, czy czułby satysfakcję widząc, jak urzeczywistniają się jego prorocze słowa o tym, że brak decyzyjności liberałów, ich gadulstwo nie poparte żadnym działaniem i ich absolutne oderwanie od wspólnotowości narodowej doprowadzą do rozkładu. A skoro państwo można zastąpić wydmuszką przystosowaną (aczkolwiek tylko potencjalnie!) do celów ekonomicznych i ideologicznych, to co można zrobić z człowiekiem? Skoro największe idee, za które nasi przodkowie oddawali życie, pragnie się pogrzebać, co może czekać jednostkę? Schmitt pokazuje nam właśnie, że warto się nad tym zastanawiać.

 

Polska w roku 2024

 

Obecnie znajdujemy się w sytuacji politycznej, którą bez przesadnych przeszkód intelektualnych możemy określić jako sytuacja „schmittiańska”. Określenie to, stworzone na potrzeby niniejszego komentarza, pozwoli nam przyjrzeć się mechanizmom, które realizują się w skutku, przed jakim niejednokrotnie Schmitt przestrzegał. Jedną z takich cech, która jest nie tylko zarzutem w stosunku do obecnego polskiego rządu, ale w ogóle rządów o profilu „zachodnim”, jest problem neutralności. Dla Carla Schmitta jednym z kluczowych powodów, dlaczego światopoglądowi liberałowie nie nadają się do rządzenia tak poważną i jednoznaczną strukturalnie organizacją, jaką jest państwo, jest fakt, że głoszą oni (nawet wtedy, kiedy nic nie mówią) tzw. „światopoglądową neutralność”. W rzeczywistości jest to ostatecznie jedynie swoisty fikołek intelektualny, gdyż zasadniczo nie jest możliwe, aby być neutralnym. Jednakże wielu polityków, w tym polskich, do takiej maskarady właśnie przystępuje.

 

Część współczesnych polskich polityków, którzy określają się jako liberałowie, w rzeczywistości pochodzi z zupełnie innych środowisk, tak jak to jest na przykład w przypadku premiera Donalda Tuska, który swoje polityczne korzenie ma w chadecji, czyli w demokracji chrześcijańskiej. Dlaczego jest to takie istotne? Otóż, problem z neutralnością, bardziej lub mniej udawaną, jest to, że zawsze skutkuje odcięciem się od swoich wartości na rzecz bycia w teorii „neutralnym”, a w praktyce politycznie lubianym. To jest problematyczne szczególnie wtedy, kiedy trzeba podjąć jakąś decyzję, do czego liberałowie, zdaniem Schmitta, właśnie z powodu tego odcięcia się od idei i wartości, są niezdolni. Można to obserwować w wielu aspektach działalności obecnego rządu. Sama koalicja rządząca, która składa się z ludzi o bardzo różnych założeniach (i dlatego nie mogą się dogadać np. w kwestii aborcji), popada w konflikt. W rezultacie w wielu sprawach żadne decyzje nie zostają podjęte, co dla państwa jest najgorszym z rozwiązań. Siła, nie tylko państwa, ale także człowieka, polega na podejmowaniu decyzji i braniu za nie odpowiedzialności.

 

Kolejnym przykładem tego, jak w praktyce realizują się najgorsze obawy Carla Schmitta w Polsce, jest uwidocznienie tego, jak, paradoksalnie, liberalizm nie sprzyja demokracji. Pokładanie całej nadziei w jednostce, faworyzowanie grup, które należą do mniejszości, populizm, który narasta wokół obietnic z tym związanych, a nade wszystko może jeszcze brak silnego przywództwa, które opierałoby się na konkretnych, umocnionych w narodzie przekonaniach, prowadzi do sytuacji, w której nie tylko polityka państwa jest osłabiona, ale także samo istnienie tegoż państwa. To, co obecnie widzimy w polskim Sejmie, a więc niekończące się dyskusje, które do niczego nie prowadzą i pozostają bez żadnej konkluzji, gdyż mają na celu chyba jedynie zaspokajanie oratorskich ambicji niektórych posłów i posłanek, nie są dobre ani dla porządku publicznego, ani dla racji stanu państwa, ani przede wszystkim dla obywateli. Nomos ginie nie tylko w świecie, ale także w polskim narodzie.


Krytycy twórczości Schmitta twierdzą, że jego nacisk na nomos jako fundamentalną koncepcję porządku politycznego może prowadzić do usprawiedliwienia autorytarnych, a nawet totalitarnych form rządów. Jego spostrzeżenia na temat natury porządku politycznego i władzy pozostają jednak aktualne i znajdują potwierdzenie w naszej współczesnej rzeczywistości. „Nomos ziemi” to wymagająca i prowokująca do myślenia lektura, która oferuje cenny wgląd w naturę porządku politycznego i władzy w dzisiejszym świecie. Historia pokazuje, że z porządkiem międzynarodowym jest tak, jak w Apokalipsie: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z ust moich[5]!”. Wartości są konieczne, nie opcjonalne.

 

 

Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 
 
Czytaj Więcej